W
|
patrywała się w człowieka, który
miał być jej nadzieją na lepszą przyszłość. W człowieka, któremu zaufała,
odkładając na bok dumę. Teraz jednak nie wiedziała, co ma o tym wszystkim
sądzić. Postąpił haniebnie, zdradził ją, a przecież wciąż twierdził, że ją kocha. Zmusił ją, by stanęła tu, w tej małej
świątyni za świadków mając grupkę wieśniaków i dwóch rycerzy Gwardii
Królewskiej. Czemu tak trudno wyprzeć się
uczuć, czemu w głębi wiem, że tego chcę? Czemu zmusiłeś mnie do zastanawiania
się? Nie tak miało być!
Lyanna Stark stała w szarej, jedwabnej sukni, do której przypięto piękny
płaszcz ze wspaniałym wilkorem. Obok niej, trzymając jej dłoń stał Rhaegar
Targaryen. Był wysoki, ubrany w czerwono-czarny strój swego rodu. Z jego ramion
spływał czarny płaszcz z wielkim czerwonym smokiem o trzech głowach. Septon,
ubrany dość prosto, mówił coś, czego Lyanna nie słyszała. Znajdowali się w
niewielkim sepcie, gdzieś na dornijskim pograniczu.
Wreszcie septon zamilkł, Rhaegar mówił coś, a potem ona wypowiedziała
słowa. Czuła, że znalazła się na właściwym miejscu, choć wiedziała
jednocześnie, że to, co robi, jest złe. Jak
mogę odbierać żonie męża, a dzieciom ojca? Jak mogę sprzeciwiać się woli pana
ojca i zdradzać słowo dane Robertowi? A mimo to, gdy z jej ramion spadł
panieński płaszcz, a Rhaegar zarzucił jej płaszcz żony, czuła się szczęśliwa.
Uśmiechnęła się, gdy przyciągnął jej twarz do swojej i pocałował. Otoczyła
ramionami jego szyję, gdy przechylił jej ciało, a potem nagle wyprostował się i
uniósł ją w powietrze. Zanurzyła dłonie w znajomych srebrnych włosach, śmiejąc
się. Słyszała krzyki ludzi, słyszała zawodzącego grajka i łopot kruczych
skrzydeł. Nie mieli gołębi, lecz zrobili wszystko, co mogli, by zapewnić im jak
najwspanialszą uroczystość.
Rhaegar zaniósł ją do karczmy, gdzie miało odbyć się wesele. Tam
zasiedli na specjalnych miejscach, a jakaś wieśniaczka, uśmiechając się
znacząco, związała ich dłonie delikatnym sznurkiem, mówiąc, że uznaje się go
tutaj za szczęśliwy znak.
– Nie potrzebujemy szczęścia – odpowiedział
jej Rhaegar, lecz nie sprzeciwił się, gdy na jego dłoni pojawił się wąski
sznureczek. – Miłość pokona wszelkie przeszkody.
Książę spojrzał na Lyannę, a ona zamarła. Przypomniała sobie jak Ned i
Robert zjawili się w Winterfell. Wtedy Robert oficjalnie oświadczył się jej.
Stał pod drzewem sercem i prosił ją o to, by została jego panią żoną. Obiecywał
jej długie i szczęśliwe życie oraz miłość po grób. Lyanna pamiętała jednak
również jak pytała Neda o to, czy plotki o Robercie są prawdziwe. Nie
zaprzeczył, jego milczenie było cichym potwierdzeniem. Wówczas powiedziała mu,
bardzo jasno:
– Miłość jest słodka, lecz nie zmieni
charakteru człowieka, drogi Nedzie.
Teraz te słowa wracały jak bumerang. Patrzyła na Rhaegara i widziała
wszystko, co poświęcił, tylko po to by ją poślubić. Nie jestem tego warta. Żadna kobieta nie jest. A więc jak świadczy to o
tobie? O mnie? O nas? Lyanna odwrócił wzrok. Na początku była wściekła na
Rhaegara, że odważył się ją porwać, później nie mogła wybaczyć mu zdradzonego
zaufania, w końcu zgodziła się na ślub tylko ze względu na swoich bliskich –
tak sobie przynajmniej tłumaczyła. Sądziła, że w ten sposób zapewni im
bezpieczeństwo i pokój, lecz było to kłamstwo. Lyanna poślubiła Rhaegara, bo go
pokochała. Nie ważny jest traktat Aerysa.
Dorne wypowie posłuszeństwo królowi, a Tywin Lannister już kolejny rok
przesiaduje na Skale, pielęgnując urazy.
– Rhaegarze? – szepnęła na ucho swego pana
męża, a on spojrzał na nią wyczekująco. – Mógłbyś napisać do swego pana ojca i
zapytać, co się zdarzyło pod naszą nieobecność? Wieśniacy opowiadają tylko
jakieś plotki.
– Oczywiście – odpowiedział, całując ją
krótko. – Z samego rana, napiszę do przyjaciela. On będzie pewniejszym źródłem.
Lyanna uśmiechnęła się blado i odwzajemniła pocałunek. Już za późno, by zawrócić z tej drogi. Teraz
naprawdę mogę już tylko podążać do przodu. Ta myśl nie przeszkadzała jej,
była zadziwiająco przyjemna. Duma, honor, sprawiedliwość – co to znaczy wobec
szczęścia i radości? Lyanna wolała więc zapomnieć o tych wszystkich
wartościach, które wpajano jej od dzieciństwa.
Uczta trwała w najlepsze, a Lyanna roześmiała się, widząc jak wiejskie
panienki adorują białych rycerzy. Nawet surowe oblicze ser Arthura Dayne’a nie
odstraszyło chętnych kobiet. Ser Oswell Whent zniknął gdzieś już kilka godzin
temu, lecz Lyanna nie przejmowała się tym. Nikogo nie obchodziły składane setki
mil stąd przysięgi. Rhaegar poprosił swą piękną panią żonę do tańca, a Lyanna
podała mu dłoń. Jej szara suknia wirowała wokół, lecz mocne ramiona Rhaegara
pilnowały jej, chroniły przed upadkiem.
Wreszcie nadeszła pora na pokładziny. Zjawili się chłopi, którzy
poprowadzili Lyannę do niewielkiego pokoiku na piętrze. Po drodze zawzięcie
próbowali ściągnąć z niej jak najwięcej, lecz nie zdołali zedrzeć z niej
bielizny. Lyanna wpadła więc do pokoju półnaga. Nie czuła zimna, a gorąco. Nie
musiała czekać długo, by w drugim wejściu pojawił się całkiem nagi Rhaegar. Za
nim weszło kilka kobiet, jednak on wypchnął je i odwrócił się w stronę swej
młodej pani żony. Srebrne włosy opadały na poznaczone drobnymi bliznami
ramiona, a fioletowe oczy wpatrywały się w szare tęczówki Lyanny. Rhaegar
zrobił kilka kroków, podchodząc do kobiety. Złapał ją w pasie, uniósł i położył
na dość wąskim łożu. Lyanna podniosła się na łokciach, wpatrując się w swego
pana męża z ciekawością. Rhaegar nachylił się nad kobietą i spróbował sięgnąć
znów jej ust, jednak ona odchyliła głowę do tyłu. To mu jednak nie
przeszkadzało. Pocałował jej szyję i obojczyk, a potem zjeżdżał z pocałunkami
niżej. Dłonie księcia chwyciły talię kobiety w mocnym uścisku, unosząc lekko
jej ciało. Palce mężczyzny odnalazły wreszcie delikatne tasiemki jej
drogocennego gorsetu, a wtedy ten opadł z niej, uwalniając jej piersi. Wówczas
jednak Lyanna przylgnęła do ciała Rhaegara i wraz z nim przetoczyła się,
sprawiając, że teraz to ona znalazła się na górze. Ciemne włosy opadły na
klatkę piersiową jej kochanka, jednak im to nie przeszkadzało. Lyanna schyliła
się, by obsypać go pocałunkami. Rhaegar podniósł się i delikatnie pozbawił jej
także dolnej części bielizny. Teraz oboje byli nadzy jak w dzień imienia.
Lyanna siedziała na Rhaegarze okrakiem, a jej dłonie wodziły po jego ciele. Rhaegar
chwycił mocniej swą słodką kochankę, uniósł ją, a potem to znów on był nad nią.
Ich usta zwarły się w pocałunku, jednocześnie jego dłonie powędrowały w stronę
jej zwartych ud. Poddała mu się, objęła jego biodra nogami, a potem poczuła
słodki ból. Jęknęła cicho, wbijając paznokcie
w plecy Rhaegara, jednak on zdawał się tego nie zauważyć.
Tej magicznej nocy przestało się liczyć wszystko. Świat mógł runąć w
gruzach, lecz tych dwojga by to nie zainteresowało. Tymczasem ziarno
podejrzenia zostało zasiane, wilkor wyruszył, a księżyc oświetlał swym sierpem
niebezpieczną drogę. Kilka kropel krwi miało zamienić się w kałużę, kałuża w potok,
a potok w rwącą rzekę. Kto mógł się tym przejmować w tą usianą gwiazdami noc,
gdy nic nie zapowiadało tego, co dopiero miały przynieść przyszłe dni.
Ranek przyszedł wcześnie, za wcześnie. Niecierpliwe promienie słońca
wdarły się przez niezasunięte zasłony i wpadły wprost na śniadą twarz kobiety.
Skrzywiła się i obróciła na prawy bok, wtulając twarz w tors mężczyzny
spoczywającego obok niej. Silne ramię
przygarnęło ją do siebie bezwiednie. Lyanna miała wrażenie, że ktoś zaczął jej
się uparcie przypatrywać. Z niezadowoleniem podniosła jedną powiekę, niemal
natychmiast ją zamykając.
– Lya, wiem, że nie śpisz. – Rhaegar poruszył
się, jednak ona ani drgnęła. – Nie możemy tu zostać, dobrze o tym wiesz. Musimy
ruszać dalej, odwiozę ciebie i pojadę do Królewskiej Przystani, by wszystko
wyjaśnić. Pamiętasz, sama mnie o to prosiłaś.
Lyanna nie miała jednak zamiaru
odpowiedzieć. Zamiast tego przekręciła się tylko na drugi bok, wpadając w
pułapkę, zastawioną przez słońce. Zamruczała z niezadowoleniem. Na ramieniu
poczuła ciepły, znajomy pocałunek, jednak tylko spróbowała go strzepnąć,
poruszając barkiem. Jest mi tu dobrze.
Chciałabym, by zawsze tak mogło być. Bez tych wszystkich tytułów, zbędnych
wygód, ochrony, powinności i zobowiązań. Nie budź mnie, kochany, niech ten sen
trwa.
– Lya. – Rhaegar nie miał zamiaru się poddać.
Znów poczuła jego ciepłe dłonie, oplatające jej ciało. Uśmiechnęła się
bezwiednie, jednak po chwili uśmiech przerodził się w chichot. Książę łaskotał
ją, a Lyanna niemal wypadła z łóżka, które i tak nie było zbyt szerokie jak dla
pary nowożeńców.
Lyanna wstał wreszcie, posyłając swojemu panu mężowi wyjątkowo
nienawistne spojrzenia. Rhaegar zdawał się tym nie przejmować i przyglądał się
jak Lyanna ubiera się. Jeszcze gdy spali służka położyła czyste ubrania na
komodzie.
– Nie gap się. W końcu tak marudziłeś, że nam
się śpieszy, a teraz leżysz tam sobie.
Wciągnęła wysokie buty na spodnie, które były na nią nieco za duże.
Związała włosy w warkocz, a na siebie założyła prostą, brązową kamizelkę, która
odcinała się mocno od kremowej koszuli.
Rhaegar wreszcie wstał, naciągnął spodnie i podszedł do swojej pięknej
pani żony, odsłaniając warkocz z jej szyi i całując ją. Lyanna, która stała do
niego plecami, odwróciła się do niego i krótko pocałowała w usta, wybiegając na
zewnątrz. Nim zniknęła, powiedziała jeszcze tylko:
– Pośpiesz się, bo odjedziemy bez ciebie.
Lyanna zostawiła nieco zaskoczonego Rhaegara i zbiegła na dół. Arthur
Dayne był przy koniach i sprawdzał siodła. Wydawał się nieco pochmurny. Lyanna
nie zauważyła nigdzie Oswella Whenta. Widząc, że przygotowania idą pełną parą,
wróciła do karczmy. Poprosiła karczmarkę o coś do jedzenia, a tamta uśmiechnęła
się do niej porozumiewawczo. Lyanna zmarszczyła brwi, jednak postanowiła to
zignorować. Usiadła przy stoliku w cieniu, przyglądając się dość przestronnemu
pomieszczeniu.
Stoły wróciły już do dawnego ustawienia. Kilka krzeseł najwyraźniej
ubyło, a na podłodze wciąż było widać kryształki tłuczonego szkła, zgarnięte na
kupkę i czekające na wyniesienie. Lyanna uśmiechnęła się, widząc że u sufitu
wciąż wisiała jemioła – ich ślubna dekoracja. Wieśniacy nie mieli barwnych
wstęg, czy innych bogatych dekoracji. Lyannie to jednak nie przeszkadzało,
żałowała tylko, że zabrakło lorda Rickarda, Brandona, Neda i Bena. To oni powinni być ze mną. To nie ser Arthur
powinien dysponować moją ręką. Lyanna westchnęła.
W drogę wyruszyli po niecałej godzinie. Rhaegar zapłacił wieśniakom
drugą cześć należności, dorzucając coś, co miało zapewnić ich milczenie. Zakupili
prowiant na dalszą drogę i zniknęli, jakby nigdy ich tam nie było.
Powietrze zrobiło się ciężkie i gorące. Lyanna takiego nie znała i nie
podobało się jej. Ciepły, południowy wiatr nanosił z sobą piasek, który właził
wszędzie, a góry w które wjechali wydawały się niknąć gdzieś w chmurach. Lyanna
miała wrażenie, że z tych szczytów obserwują ich setki par oczu, nie czuła się
bezpiecznie na Książęcej Przełęczy. Dornijskie góry były czerwone tak jak ich
wino i wyglądały na tak cięte jak żarty. Lyanna źle się czuła w cieniu tych
szczytów, dręczyły ją złe przeczucia.
Po niecałym tygodniu dotarli wreszcie do celu swej wędrówki. Wysoka,
smukła wieża wznosiła się niemal na równi ze szczytami. Otaczały ją karłowate
sosny, które oparły sie działaniu piaszczystych wichrów, suchego powietrza i
niemal nieustannej suszy. Lyanna dostrzegła niewielki las wznoszący się koło
wieży. Wydawał się być oazą na tej ponurej, pustej ścieżce utopionej w
czerwieni.
Whent i Dayne zajęli się rozładowaniem bagaży. Lyanna spoglądała przez
chwilę w górę. Rhaegar powtarzał jej, że robi to dla jej bezpieczeństwa, że
pierwsze tygodnie mogą być ciężkie, ale Lyannie nie podobało się to zesłanie.
Obawiał się o nią, rozumiała to. W końcu sama chciała, by odjechał do
Królewskiej Przystani, by wszystko wyjaśnił. Lękała się, co może zrobić jej pan
ojciec lub Brandon, gdy odkryją jej zniknięcie. A może już to zrobili? Ile czasu minęło odkąd opuściłam północ, ile
czasu zajęło nam dotarcie tutaj? Miesiąc? Nie, zdecydowanie więcej. Problem
polegał jednak na tym, że Lyanna nie chciała pozostać tu sama. Arthur Dayne
miał nieustannie chmurne oblicze, Oswell Whent wyglądał na zawiedzionego, gdy
opuścili wioskę, a jego lekkie podejście czasami irytowało Lyannę. Tymczasem
Rhaegar chciał zostawić ją w takim właśnie towarzystwie. Pozostałaby sama, bo
jej jedynym przyjacielem byłby strach, że komuś z jej najbliższych coś się
stało.
Rhaegar nie wyjechał więc od razu. Pozostał, by nieco uspokoić Lyannę, a
potem okazało się, że wyjazd może być trudniejszy niż przypuszczał. Dziwne
omdlenia, obawy, których Lyanna wcześniej nie miała – okazało się, że wszystko
to ma swoje wytłumaczenie. Kilka dni zamieniło się w trzy miesiące, a Rhaegar
wciąż nie potrafił się zdobyć na opuszczenie Wieży Radości, jak zwykł nazywać
to miejsce.
Kolejny słoneczny dzień witał południe. Lyanna przesiadywała pod
drzewem, przyglądając się ptakom, które gnieździły się w ich małym raju.
Plecami opierała się o tors Rhaegara, który obejmował ją delikatnie, całując co
jakiś czas jej nieosłonięte ramię. Jedna z jego dłoni spoczywała na jej
brzuchu, który wydawał się lekko wzdęty.
– Powinieneś jechać – powiedziała Lyanna,
wciąż przypatrując się ptakom.
– Jechać…? – powtórzył za nią jak echo
Rhaegar. – Nie chciałbym cię teraz zostawiać. Zostawiać was.
Lyanna oderwała wzrok od zwierząt i odwróciła się do swego pana męża.
Położyła jedną dłoń na jego klatce piersiowej, a drugą podpierała się o ziemię.
– Poradzimy sobie – odpowiedziała. – Nie
możemy być tu wiecznie. Jeżeli mój brat dwie się, że zniknęłam i że to ty za
tym stoisz, może zrobić coś głupiego.
– Skąd miałby wiedzieć, że jesteś że mną?
Pewnie uważa, że porwali cie jacyś bandyci i szuka cię gdzieś na Przesmyku –
Rhaegar wydawał się być tego pewny, lecz coś mówiło Lyannie, że stało się
inaczej.
– Może tak, a może nie. Pojedź do Królewskiej
Przystani, ogłoś wszystkim dekret, powiedz o nas, będę spokojniejsza. Przyjadę,
gdy tylko wyślesz kruka.
Lyanna pocałowała go. Tym razem nie był to krótki, niewinny pocałunek.
Ten zawierał w sobie pasję i prośbę. Rhaegar nigdy nie potrafił się oprzeć
Lyannie. Odwzajemnił pieszczotę.
– Zgoda – powiedział, spoglądając na jej
uroczą twarz. Uwielbiał zasypiać przy niej i przy niej się budzić. Była lekiem
na wszelkie zmartwienia, jego nadzieją na lepszą przyszłość. Teraz wszystkie
przepowiednie straciły sens, bo Rhaegar odnalazł swoje miejsce. Proroctwa to
tylko puste słowa, od ludzi zależy czy się ziszczą. – Wyjadę.
– Uważaj na siebie – poprosiła. – I wróć,
tylko tego oczekuję. Nic więcej, nic mniej.
– Przysięgam.
Lyanna objęła mocno Rhaegara, wtulając się w niego.
No proszę, ślub. Tego się nie spodziewałam. Nie jest to rozsądne ze strony Rhaegara, no ale cóż. Wspomniałaś o jakimś prawie w którym możliwe jest posiadanie paru żon. Szczerze jednak w tym momencie współczuję Elii, że Rhaegar zrobił jej coś tak podłego.
OdpowiedzUsuńKruki zamiast gołębi... O mój panie :) Wyobraziłam to sobie i zachciało mi się śmiać. W życiu bym nie chciała, żeby te ptaszyska były dodatkiem do tak szczególnej chwili, tym bardziej, że zwykle symbolizują posłańców złych wieści.
Zresztą cały ten ślub jest moim zdaniem zbyt jawny, a wiadomo, że zwłaszcza wśród wieśniaków plotki roznoszą się szybko. Jeszcze pół biedy z jakimś septonem, bo takiego można przekabacić, ale weselicho w gospodzie z wieśniakami? No to już by było głośne wydarzenie. I ryzykowne. Na miejscu Lyanny nie zgodziłabym się na coś takiego, bo tu aż się prosi o dyskrecję. Nie powinni w ogóle ujawniać kim są. Początkowo Rhaegar rozsadnie unikał głównych traktów, a tu nagle ślub w karczmie. Co gorsza Rhaegar ma bardzo charakterystyczną urodę, więc nawet na dornijskim pograniczu wszyscy by wiedzieli kim on jest. Do tego dwóch rycerzy Gwardii Królewskiej... Bardzo to głupie ze strony modej pary i aż się dziwię, że ser Arthur nie pomówił z księciem na temat większej dyskrecji skoro już doszło do tego szaleństwa. Mogli się wstrzymać do czasu przybycia do Wieży Radości.
Podobała mi się jednak scenka ze sznureczkiem łączącym dłonie. Słowa Rhaegara typowe dla marzyciela i zakochanego głupka. Cholera, po dorosłym facecie spodziewałabym się większego rozsądku. Swoją drogą - ile on miał lat? Dziadek coś o tym wspominał? Na pewano był starszy od Lyanny, ale pytanie, o ile.
Dobre nawiązanie do najważniejszego zdania wypowiedzianego przez Lyannę w całej sadze.
"Teraz te słowa wracały jak bumerang". Słowo "bumerang" brzmi jakoś tak obco w opowieści z akcją osadzoną w realiach nazwijmy - średniowiecznych. No ale to drobiazg.
Ślub ze względu na bliskich? O święta naiwności. Jak na taką pragmatyczkę, Lyanna tutaj zawodzi. Już samo porwanie to skandal, który skończy się wielkimi konsekwencjami, a ślub to już w ogóle. Dziwi mnie tylko, że tyle miesięcy mija a Rhaegar, dziedzic tronu nie jest poszukiwany. Wizytacja w zamkach w Dorzeczu to słaba przykrywka i aż mi się wierzyć nie chce, że Aerys jest aż tak głupi, żeby to olać, tym bardziej po zgładzeniu Brandona i ser Rickarda. Powinien od razu rozesłać kruki to wszystkich lordów i wysłać grupy poszukiwawcze. W końcu to zwiał książę, a nie jakiś chłopiec stajenny.
"Duma, honor, sprawiedliwość - co to znaczy wobec szczęścia i radości? Lyanna wolała więc zapomnieć o tych wszystkich wartościach, które wpajano jej od dzieciństwa" - to jest dobre zdanie. Lya zdobyła się w tym wypadku na coś, na co jeszcze nie zdobyli się moi bohaterowie, tak przywiązani do kwestii honoru.
"(...) w drugim wejściu pojawił się całkiem nagi Rhaegar". Uhhh. No nieźle go tam wieśniaczki rozebrały do rosołu :) Na jego miejscu nie zgodziłabym się na obnażenie męskości. To widok tylko dla pani żony.
No i zaczyna się hot scene. "Oboje byli nadzy jak w dzień imienia", typowo martinowskie zdanie. B.dobrze.
OdpowiedzUsuńSeks trochę zbyt techniczny. Przydałoby się kilka gorętszych zdań i zamiana słowa "kobieta" na np. "ukochana". Wtedy zdanie brzmi bardziej intymnie. Seks u dziadka jest opisywany różnie, dobór słownictwa i określeń dostosowana do poszczególnych bohaterów. Opisy seksu Tyriona są dość naturalistyczne, nawet wulgarne. Asha Greyjoy lubi dominować w łożu i nie traktuje seksu jako wyrażenia uczuć. Ale już między Jonem a Ygritte jest jeszcze inaczej. Ona jest bardziej doświadczona, on przeciwnie, ale jest bardziej czuły i szybko się uczy aż w końcu potrafi ją zaskoczyć. Między Rhaegarem a Lyanną przydałoby się parę takich zgrabnych zdań, świadczących o tym, że skoro ona jest dziewicą, to powinna jednak przynajmniej na początku czuć skrępowanie, a on swoimi pieszczotami i delikatnością oddaliłby od niej te typowe dla dziewicy poczucie wstydu. Ale dobrze że napisałaś zdanie: "Lyanna podniosła się na łokciach, wpatrując się w swego pana męża z ciekawością". Właśnie. Ciekawość, trochę niepewności itd. O to chodzi.
Generalnie jest dobrze. Nie że się czepiam. Po prostu lubię ładne opisy takich scen, by było namiętnie, ale nie wulgarnie. By poprzez dobór słów oddać miłość bohaterów, którą wyrażają sobie w tak intymny sposób.
Musisz poprawić kilka literówek. Np. w zdaniu: "Lya, wiem że nie śpisz".
"Rhaegar zapłacił wieśniakom drugą cześć należności, dorzucając coś, co miało zapewnić ich milczenie". No wreszcie jakiś sensowny ruch księcia. Tyle, że za milczenie powinien zapłacić wcześniej, choć moim zdaniem i tak by to nic nie dało. To są wieśniacy, nie utrzymają w tajemnicy takiego wydarzenia, że w ich karczmie miał wesele sam smoczy książę.
Ponad miesiąc poza domem plus 3 miesiące w Wieży Radości, a Lyanna dopiero po takim czasie stwierdza "Jeżeli mój brat dowie się, że zniknęłam i że to ty za tym stoisz, może zrobić coś głupiego". No rychło w czas takie refleksje. I jeszcze ta wątpliwość "jeśli się dowie". No tak, przez prawie 5 miesięcy by się nie dowiedział, akurat. Ona mnie czasem naprawdę zadziwia.
"I wróć, tylko tego oczekuję". Brzmi znajomo ;)
Jestem ciekawa co dalej. Coś czuję, że jednak obsawiasz za teorią R+L=J. Skoro w epilogu ma być Catelyn, to już coś znaczy.
Napisz mi proszę, jak wstawiasz buttony na bloga, żeby kliknięcie przekierowywało na daną stronę?
Już doszłam jak zamieszczać buttony.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, fajne szablony robią te dziewczyny z "Szablonownica". Może też się do nich zgłoszę, bo prędzej Martin wyda nowy tom niż ja ogarnę tego gimpa na tyle by samej wykonać coś sensownego.
W poczuciu Rhaegara nie robił nic złego, a raczej wzorował sie na przodkach, więc on sądzi, że zachował się w porządku.
UsuńTe kruki to moja ironia - nie mogłam się powstrzymać.
Czemu taki, a nie inny ślub? Bo Rhaegar przestał się bać. Znaleźli się daleko od Przesmyku, od opiekunów Lyanny, tam, gdzie nikt nie mógł mu zagrozić. Z taką facjatą jak Rhaegar to ukrywanie nie miało sensu - miał przysobie w dodatku dwóch rycerzy GK (a sam pójść w końcu nie mógł), z których jeden był znany w całym Westeros. Jak można było ich nie rozpoznać? W dodatku po jego wyskoku z Harrenhal, gdy olał żonę. Stwierdził, wiec raz kozie śmierć.
Szczerze to pojęcia nie mam ile lat miał Rhaegar. Zdajemi się, że różnica to coś koło dziesięciu lat lub trochę mniej, ale pewności nie mam.
Załóżmy, że do Westeros dotarły plotki o takich naszych Aborygenach :)
Z tycm ślubem "dla bliskich" to tylko sciemnienie Lyanny przed samą sobą. Na początku nie mogła pogodzić się z tym, że go kocha, potem, że ją porwał, a na samym końcu, że chciałaby być jego żoną, więc takie tam dyrdymały plecie, wiedząc, że to ściema.
Aerys nigdy do specjalnie rozsądnych nie należał. Podczas turnieju podejrzewał Rhaegara o spisek na własne życie, później zabił Starków, a na koniec wpuścił Lannisterów... Aerys ma swoje zabawki i to nie on szuka Rhaegara, tylko inni. Ale pojedyńczy lordowie nie znajdą ksiecia, który nie chce być znaleziony. A poza tym oni nie patrza na to jak na ucieczkę, bo jaki mąż zostawiłby żonę i dzieci? Wrócić musi i wróci.
Też bym się nie zgodziła, ale np. o takim Renlym mówi się to samo podczas wesela. Skoro Dziadek już taką wybrał tradycję, to niech go te wieśniaczki rozbierają :) A poza tym to tylko raz se dziewczyny popatrzyły ;)
Ta scena mnie wymordowała jak żadna inna i naprawdę najchętniej bym ją pominęła (ale to by była łatwizna), więc jest "takie coś". Naprawdę nie lubie opisywać igraszek łóżkowych, więc siedziałam nad tym chyba z tydzień, choć to ledwie krótki fragment.
A no rozgadają, a kasa tylko po to, żeby poczekali z plotami aż odjadą. Tu to Rhaegar był realistą.
Chodzi o to, że gdyby Brandon nie wiedział, że to sprawka Rhaegara (gdyby nie był pewny) nie pojechałby do KP. Zawsze mogli ją porwać bandyci, w końcu wyruszyła sama (głupotą było to z jej strony, ale bywa) i mogli żądać okupu. Jak to z kasą i bandziorami sie zdarza nikt nikomu nie ufa to i sprawa sie przeciąga. Lyanna nie sądziła, że jakiś tępy karczmarz z usmiechem na ustach wypapla wszystko Brandonowi.
Pewnie, że brzmi znajomo :) Tylko ta obietnica nie skończy się tak jak ta od Jona.
Tak, od samego początku tak uważam i nie mam wątpliwości, że takie było poczatkowe zamierzenie Dziadka. Jak wymyśli jakiś głupi cliffchanger to stracę trochę szacunku, bo to by świadczyło o tym, że się złamał, by zagęścić akcję i wyprowadzić czytelnika w pole. Tak czy siak w samej historii to i tak nic nie zmieni poza tym, że Jon mógłby wiedzieć kim byli jego rodzice. No i pewnie w oczach niektórych podkopałoby to szczerość Neda, który jednak nigdy nie nazywa go synem.
A to fajnie, że dałaś sobie radę. Miałam pisać, ale skoro już nie potrzebujesz pomocy ;)
Ja tam sie nie zgłaszałam, tylko przebrałam galerię i znalazłam to, co mi mniej więcej pasowało i wrzuciłam, a tak a propo to widziałam szablon z tą dziewczyną, która gra Daenę (chyba to ona)http://funkyimg.com/u2/2195/931/616392amanda_seyfied.png
Tak, tak. To ona. Co za paradoks, że mi się ten szblon nie otwiera, a pozostałe tak, także widzę tylko fragment jej twarzy na stronie galerii. Ale i tak bym tego pewnie nie wykorzystała. Przydałoby się jej zdjęcie z "Dziewczyny w czerwonej pelerynie" + Jon Snow + niedźwiedź Mormontów + jakieś tam jeszcze elementy w tle. Mur albo mapa Westeros. Wtedy to by miało ręce i nogi. Na razie jest jak jest.
UsuńDziś przeczytałam, że dziadek Martin robi sobie przerwę w pisanu "The Winds of Winter" i napisze opowiadanie "The Princess and the Queen" o wojnie domowej Targaryenów. Fajnie, ale lepiej by się skupił na sadze, a potem może sobie pisać historyjki z przeszłości Westeros. Inaczej się nigdy nie doczekamy końca sagi.
Też się obawiam, że dziadzio zechce coś zakręcić i potem okaże się, że Jon jest jednak synem byle rybaczki :) W sumie nie ma w sobie cech Targaryenów, ale za to jest 100 procentowym Starkiem. No chyba, że geny Lyanny były tak mocne i wilkor przyćmił smoka. Zobaczymy.
Sceny miłosne się trudno pisze, więc się nie dziwię, że tyle czasu się trudziłaś. Lepiej się to czyta niż opisuje :) Kiedyś pisałam coś takiego i co kilka zdań myślałam sobie: "rany, jakie to głupie!" i miałam chęć zrobić delete. Wszystko jest jednak kwestią wprawy i wyobraźni.
To kiedy następny rozdział? U mnie jednak nieprędko, bo na razie mam spadek formy i wieczorami oglądam filmy zamiast pisać.
Nie otwiera? Dziwne... To ci trochę opiszę - jest tam tylko Daena (już ja tak nazwę) w jakiejś białej, dopasowanej sunkience z czymś ala kolia na szyi. Widać pajęczyną, a na niej napis :"Niebo jest tam, gdzie piekło nie sięga" W tle widać róże, coś jak budynek jakieś kwiatki - wszystko jest utrzymane w błękitach tylko tło na tekst jest białe czy takie bardzo jasne. Do westeros to nie pasuje, ale Daena jest!
UsuńTsa, Martin to mistrz w zwlekaniu. Mial kończyć Dunka i Jajo już jakiś czas temy, terminy go gonią, a on wyskakuje z innym opowiadaniem, bo go coś naszło i lipa. Niby fajnie, ale aż się prosi żeby cokolwiek skończył. A ten Dunk miał być o północy i o Bloodravenie... :(
Geny - na kogo wypadnie na tego bęc. Nie można znaleźć uogólnień, bo zawsze znajdą się wyjątki. Z pośród dzieciaków Neda i Cat tylko jedna Arya wygląda jak ojciec, reszta to cała matka. Albo chociaż te dzieciaki Roberta czy też Baelor Złamana Włócznia, który wdał się w dornijską matkę (jego synowie chyba też poszli w jego kierunku i nie mieli smoczych cech wyglądu) - tak więc nie przywiązywałabym aż takiej wagi do tego, że Jon nie ma żadnych cech Targaryenów. Nawet ten mały Aegon nie musiał mieć srebrnych włosów (ciemne oczy zostają, nie ma bata), bo te mogły się zmienić. dzieci często rodzą się z innymi włosami, a później też mają inne. I czemu Jon Connington mówi, że Aegon ma jaśniejsze oczy niż Rhaegar? Wydaje mi się to mało prawdopodobne, bo wymieszanie się barwników z ciemnymi oczami Elii (jej rodzic też musiał mieć jakieś recesywne oczy, żeby jej syn takie mógł mieć) wydaje się dość nieprawdopodobne.
Następny będzie albo w piatek albo w sobotę - zależy jak się wyrobię. Znów wypada mi sprawdzać dwa teksty... A ty się nie leń, tylko zakasuj rękawy i Daenę skrob! xD
Ok. Dziś w nocy przysiądę i napiszę z kawałek. W przyszłym tygodniu opublikuję.
OdpowiedzUsuńWidziałam ten szablon z "Daeną". Otworzył mi się na innym kompie. Ładny, ale nie pasuje zbytnio do opowiadania. Zamówiłam u nich inny. Może go wykonają.
Jak już zamieścisz ostatnie dwa rozdziały to co dalej? Robisz przerwę od pisania czy masz pomysł na coś nowego?
Na pewno zrobię sobie tutaj przerwę. Mam jeszcze tamtego bloga, więc będę miała co robić, a na dwa to na razie nie mam ochoty pisać (strasznie dużo roboty, rozumiesz).
UsuńPewnie, że rozumiem. W takim razie będę śledzić ten drugi blog.
UsuńWidzę, że już dałaś nowy rozdział. Jutro przeczytam i skomentuję, bo i tak nigdzie nie wychodzę z domu.