sobota, 12 stycznia 2013

12 Dziki wilk

B
randon Stark dotarł do Riverrun w niecały miesiąc. Jego podróż spowolniły roztopy, przez które przybrały rzeki, uniemożliwiając przeprawienie się w większości miejsc. Szerokie wody rozlane szeroko poza koryta, przypominały raczej mokradła, lecz jemu to nie przeszkadzało. Nie śpieszyło mu się z ożenkiem. Wolał przesiadywać w Winterfell, skąd mógł robić wypady do Barrowtown, do jego słodkiej Barbrey Ryswell. Nigdy nie protestowała, choć zapewne przewidywała, że nie jest jedyną kobietą w jego życiu. Nie pytała i nie marudziła mu, a jego potrzeby były zaspokajane, wiec taka sytuacja odpowiadała mu, i to bardzo. Tymczasem posiadanie żony stałoby się kłopotliwe. Jaka kobieta tolerowałaby notoryczne zdrady? Brandon przypomniał sobie, gdy jego siostrze powiedziano, że poślubi Roberta Baratheona. Nie była zadowolona, jednak zgodziła się. Ale Robert nie zrobiłby jej krzywdy, zakochał się w niej.
   Brandon zatrzymał nagle konia, a ten poślizgnął się w błocie i niemal usiadł na zadzie. Stark musiał ścisnąć mocno kolana, by zapobiec swemu upadkowi. Zaklął ze złości, spoglądając na chłopca, który stanął na jego drodze. Musiał być parobkiem na jakiejś pobliskiej wsi, bo nie miał ze sobą nic oprócz skórzanego worka, który właśnie wyjmował z błota. Niski, obdarty, lecz uśmiechnięty spoglądał na niego nieco wystraszonym wzrokiem. Radość z odratowania zguby mijała, gdy zobaczył komu przeszkodził.
 – Głupcze! – warknął Brandon ze złością. – Mogłem cię stratować!
   Chłopak spojrzał na niego, kuląc się jeszcze bardziej. Do piersi przyciskał ubabrany przedmiot, samemu paprząc się w mazi.
 – Daruj, panie – jęknął chłopak i przyklęknął przed jeźdźcem.
 – Nieważne – mruknął Brandon. – Ciesz się, że bardzo się śpieszę, bo inaczej nie ominęłaby cię kara.
   Brandon wyminął chłopaka, oglądając się na tabory i pozostałych towarzyszy, którzy niemal go dogonili. Wygląda na to, że nic nie zauważyli. Spiął konia i pognał dalej naprzód. Miał dość podróży i babrania się w przeklętych roztopach. Miał ochotę na gorącą kąpiel, garniec grzanego wina i wilgotną dziewkę do łoża. Tymczasem pan ojciec jeszcze w Winterfell uprzedził swego jedynaka, by zachowywał się przyzwoicie i nie splamił honoru swego rodu. Lord Rickard wymówił się złym stanem zdrowia, choć Brandon przeczuwał w tym rękę maestera Walysa. Czasami mam serdecznie dość tych świętoszkowatych hipokrytów. Jakbym nie wiedział o jego cotygodniowych schadzkach.
   Wreszcie dostrzegł jasne mury strzelistego zamku. Nareszcie. Nie czekał na resztę orszaku, zamiast tego szybko pokonał zieloną równinę, która dzieliła go od suchego posłania i przyszłej pani żony. Żelazna krata była podniesiona, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że są oczekiwani już od dawna.
   Jego szary koń przejechał przez bramę i wjechał na brukowany dziedziniec podzwaniając kopytami. Brandon rozejrzał się wokół. Dostrzegł rycerzy, którzy ćwiczyli nieopodal, służących i giermków. Widział wysokiego, smukłego lorda o przyprószonych siwizną kasztanowych włosach. Na jego wamsie wyszyto pstrąga. Lord Hoster Tully. Brandon zsiadł z wierzchowca, oddając wodze stajennemu, który przybiegł do niego pośpiesznie. Stary lord spojrzał na gościa z góry i uśmiechnął się, dostrzegając herb. Dumny, szary wilkor, na którego czekał już od dwóch tygodni wreszcie raczył przybyć. Brandon wszedł po schodach, stając naprzeciw przyszłego teścia. Obok Hostera stał podobny do niego, lecz znacznie młodszy mąż o ciemniejszych włosach i podejrzliwym spojrzeniu.
 – Miło nam cię powitać, Brandonie Starku. Długo na ciebie czekaliśmy – powiedział lord Tully.
 – Podróż opóźniła się znacznie przez roztopy. Wygląda na to, że zima na dobre odpuściła.
 – A gdzież twa eskorta, twój pan ojciec mówił, że wysłał z tobą pięćdziesięciu ludzi. – Osławiony w wojnie dziewięciogroszowych królów Blackfish przyglądał się Starkowi uważnie.
 – Daj spokój, bracie! Chłopakowi śpieszyło się zobaczyć swoją słodką narzeczoną, mylę się?
 – Nie – odpowiedział Brandon, patrząc prosto w oczy Tully’emu. Przecież nie powiem ci, że nie mam ochoty na żeniaczkę, a przyjechałem wcześniej tylko dlatego, że mam serdecznie dość wilgoci i niedogodności podróży.
 – Zobaczysz, Brynden, gdy wybierzesz sobie żonę także nie będziesz mógł doczekać się ślubu. – Hoster Tully zagarnął ręką Brandona pod swoje ramię. – Chodź, na pewno chcesz odpocząć po tak długiej podróży. Moje córki poznasz po południu, na obiedzie. Sam rozumiesz, to kobiety, muszą się przygotować. – Tully zaśmiał się cicho. – Dziewczyno, tak ty, chodź tutaj. Odprowadzisz tego jegomościa do komnat, które kazałem przygotować dla naszego specjalnego gościa, rozumiesz?
   Niewysoka, grubawa służąca, o rumianych policzkach natychmiast podreptała do swego lorda. Zaczerwieniła się, spoglądając na Brandona i pośpiesznie spuściła wzrok. Na końcu kiwnęła głową na znak zrozumienia, a potem poprowadziła Brandona korytarzem do sypialni. Gdy szła przed nim, Starkowi spodobały się nawet jej krągłości i był ciekaw czy kobieta jest tak samo wstydliwa pod pościelą jak teraz, gdy przed nim szła, nie śmiejąc się odezwać, czy odwrócić. Musiał jednak obejść się smakiem, bo wtedy naraziłby pakt ojca. Rickard bardzo jasno określił swojemu pierworodnemu, że oczekuje od niego godnego reprezentowania rodu Starków. Oczywiście Lyannę ominęło takie kazanie. Jej, w przeciwieństwie do mnie, można zaufać.
   Brandon zażyczył sobie gorącej kąpieli i rozkazał, by zaraz po przyjeździe wozów przyniesiono mu świeżą odzież. Po odprężającej kąpieli miał jeszcze chwilę czasu na drzemkę, a później zaczął powoli nastrajać się na ucztę z córkami lorda Tully’ego. Słyszał opowieści, że żona lorda Riverrun tak bardzo chciała dać mu żywego syna, że rodząc ostatnie dziecko, zmarła. Chłopiec jednak przeżył i plątał się zapewne gdzieś po zamku. Brandon był ciekaw czy chłopak był wart takich wysiłków. Jednak bardziej interesował go Blackfish. Niejednokrotnie słyszał o jego bohaterstwie podczas wojny dziewięciogroszowych królów, gdy Barristan Selmy zabił ostatniego pretendenta do Żelaznego Tronu z linii Blackfire’a . Brandon był zaciekawiony jaki jest w obyciu ten osławiony w wojnach rycerz.
   Na uczcie oczywiście starano się pokazać z jak najlepszej strony. Pojawiło się mnóstwo potraw, których Brandon nigdy wcześniej nie jadał, nie miał jednak zamiaru zawracać sobie głowy tym, co serwowano. Wolał polować na zwierzynę, nie interesowało go zbytnio, co z niej zrobi kucharz.
   Hoster Tully posadził Brandona po swojej lewej stronie, naprzeciwko brata i tu obok swych córek. Catelyn była dość wysoka, szczupła o kasztanowych włosach i uroczych niebieskich oczach. Miała w sobie pewną przekorę, pewność siebie i dziewczęcy urok. Niewielkie piersi były ciasno opięte przez jasną suknią, choć dekolt był ledwie drobnym wcięciem. Jej młodsza siostra, Lysa,  była podobna z wyglądu do Catelyn. Lysa była jednak niższa, nieco tęższa, a przede wszystkim bardzo wstydliwa. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że to nie ty urodziłaś się pierwsza – pomyślał, spoglądając na młodszą z sióstr i odwzajemniając jej przestraszony, nieszczery uśmiech. Współczuję temu, kto zdecyduje się cię poślubić. To będzie bardzo nudne małżeństwo, stanowczo nie dla mnie. Wśród doborowego grona rycerzy z zamku, Brandon zobaczył także wątłego chłopaka, który przypominał raczej dzieciaka z jakiejś wioski niż syna możnego. Zdziwiło go to nieco, tym bardziej, że chłopak bardzo często zerkał pożądliwym wzrokiem w stronę Catelyn. Czyżby pastuszek zakochał się w lordowskiej córce? Zabawne.
   Po oficjalnym przedstawieniu wszystkich biesiadników i podaniu dań, w końcu grajkowie zagrali żwawszą nutę i przyszedł czas na tańce. Brandon nie przepadał za grzaniem miejsca jak jego młodszy brat, Ned, dlatego wstał od stołu, ukłonił się przed narzeczoną i grzecznie poprosił o taniec.
   Późnym popołudniem uczta dobiegała już końca, a wino szumiało w głowach wielu lordów. Brandon także nie był trzeźwy, wiedział jednak kiedy zachować umiar. Zdziwił się jednak widząc ów zakochanego parobka, jak zbliża się do niego. Z zainteresowaniem przyjrzał się chłopakowi, będąc ciekawym czego też może od niego chcieć. Jego brwi uniosły się jeszcze bardziej, gdy pod jego stopami wylądowała zimowa, obdarta rękawiczka. Stark zaczął się zastanawiać czy to aby nie jakiś żart. Ten parobek oszalał, czy co? Wyzywa mnie na pojedynek?
 – Żądam walki na udeptanej ziemi, wasza lordowska mość – powiedział butnie, choć jego policzki były już mocno zarumienione od ilości wypitego alkoholu. – Będę walczyć w obronie mej miłości do lady Catelyn.
  Brandon popatrzył na chłopaka, czekając aż ten wybuchnie śmiechem i powie, że to jakaś dziwna tradycja w Riverrun, lecz chłystek wydawał się być śmiertelnie poważny.
 – Petyr, przestań się wygłupiać – powiedział rozweselony Hoster Tully, sądząc najwyraźniej, że chłopak wypił za dużo wina.  – Sprzątnij to z pod nóg, mojego gościa i przeproś. Nie ma sensu brać tego poważnie, chłopak czasem zapomina, kim jest. – Lord Tully zwrócił się do Brandona, kładąc dłoń na jego ramieniu i klepiąc go lekko. – Za dużo czasu spędza z moimi dziećmi, ale to dobry chłopak.
 – Niech więc zabiera ten śmieć i nie pokazuje mi się na oczy, a gotów jestem to zapomnieć.
   Wiele par oczu spoglądało na Petyra, który nie miał zamiaru cofnąć wypowiedzianych słów. Chłopak poczerwienia ze złości, a jego dłonie zaczęły się trząść. Brandon wpatrywał się w wątłego biedaka z Paluchów, zastanawiając się co mu strzeliło do głowy i  czemu nie przeprasza za swoje naganne zachowanie.
 – Ja nie żartowałem – wykrztusił wreszcie przez zęby, wpatrując się nienawistnie w szare oczy Starka. – Wyzywam cię, wasza lordowska mość, ma pojedynek i oczekuję, że się stawisz.
 – Skoro tak – odpowiedział Brandon. – Jutro w południe. Jeśli przez noc się rozmyślisz, zrozumiem.
   Petyr Baelish skłonił się delikatnie, odwrócił i wyszedł z komnaty z podniesioną wysoko głową. Młodsza z dziewczyn wybiegła kilka minut później, wcześniej było słychać jak krzyczy na starszą siostrę. Catelyn podeszła do Brandona i zapytała czy nie można by uniknąć tej farsy.
 – Widziałeś go – mówiła, uśmiechając się przyjaźnie. – Jest chudy, nie ma zdolności i nie stanowi dla ciebie żadnego wyzwania. Walka z nim to jak kopanie leżącego. Poza tym ubzdurał sobie coś względem mnie i teraz chce mi udowodnić, że nie kłamał, wyznając mi miłość. To słodki chłopak, lecz niestety potwornie naiwny. Zrezygnuj z tego szaleństwa, proszę. Nie chciałbym, by zginął.
   Brandon wychylił jeszcze kielich wina, nie spoglądając na dziewczynę. Masz rację, ten cały Petyr to tylko głupi pastuch, ale nie mogę nie stawić się na pojedynek. Gdyby wyzwał mnie w odosobnieniu, pewnie tylko przeliczyłbym mu kości i na tym by się skończyło, ale musiał zrobić to publicznie. Odstawił kielich z rozmachem, a kilka kropel spadło na jasny obrus.
 – Wytłumacz mu więc to, co mi. Dobrze wiesz, że teraz tylko on może zrezygnować.
   Stark wstał od stołu i poszedł w stronę swojej sypialni. Nie miał ochoty spóźnić się jutro na ten śmieszny pojedynek. Już od dawne nie walczył z kimś, a teraz nabrał na to ochoty.
   Brandon wstał tuż przed południem. Posłał swojego sługę, by upewnił się, czy jego przeciwnik nie rozmyślił się. Chłopak wrócił jednak z przeczącą odpowiedzią. Najwyraźniej młody Baelish postanowił zabawić się w rycerzyka. Stark kazał więc słudze przynieść swój rynsztunek i przygotować konia oraz kopie. Wcześniej zjadł śniadanie, usłyszawszy jeszcze kilka zrzędliwych uwag lorda Tully’ego, który najwyraźniej obawiał się zerwania zaręczyn. Brandon zapewnił go jednak, że wystąpi w obronie uczucia do swej pięknej narzeczonej, a to uspokoiło lorda Riverrun.  
   Gdy wsiadł na konia w lekkiej zbroi, zobaczył swojego przeciwnika. Baelish wydawał się mniejszy niż wcześniej i w dodatku drobniejszy niż większość chłopców w jego wieku. Brandon skrzywił się. Jego zbroją jest skórzany kaftan, ogierem cherlawa szkapa, hełmu nie ma wcale. Dobrze, że choć kopię dostał. Gdy giermek chciał podać Brandonowi hełm, został odprawiony. Stark ze zrezygnowaniem złożył się do ataku. Na jego ramieniu była obwiązana wstążka Catelyn.  Zobaczył strach w oczach Petyra, jednak nie było już czasu. Chłopak z trudem zmusił szkapinę, by ruszyła w przód, lecz nawet to niewiele dało. Brandon strącił go najdelikatniej jak potrafił, licząc, że upadek lub cios go nie zabiją. Nie potrzebny mi trup tuż przed weselem. Baelish spadł, koziołkując. Rzemyki siodła pękły bez problemu, wiec nie miał problemu z wyplątywaniem się z siedziska.
   Brandon podjechał do Catelyn, siedzącej tuż obok pana ojca, na swym miękkim krześle. Ukłonił się jej i oddał wstążkę. Stark spojrzał za siebie. Petyr podnosił się właśnie z ziemi.
 – Twoja duma mogła ucierpieć, lecz żyjesz. Ciesz się, głupi – szepnął, przejeżdżając koło chłopaka. – Może wyciągniesz z tego jakąś lekcję.
   Od pojedynku, Catelyn chodziła naburmuszona. Brandon widział jak Petyr Baelish chciał z nią rozmawiać i jak ona go odtrąciła, spoglądając na niego z wyższością. Nie interesowały go pomysły tego chłopaka, jasno powiedział lordowi Hosterowi, że nie życzy sobie widzieć go w pobliżu. Od tej pory Baelish sam unikał Starka, nie trzeba go było więc ostrzegać. Brandona niepokoiło coś innego. Otrzymał list od Lyanny, jednak było to już ponad miesiąc temu, a jego siostry wciąż nie było widać. Wiedział, że jeżeli Rickard zmusił Lyę do zabrania przyzwoitek i ochrony to podróż, może się przeciągnąć. Jednak coś mówiło mu, że stało się coś złego. Poprosił więc Blackfisha, by wysłał patrole i sprawdził czy w okolicy nie przebywa grupa podróżnych. Brandon wysłał także list do pana ojca, licząc na szybką odpowiedź. Zanim kruk przybył minął kolejny tydzień, a wieści jeszcze bardziej zaniepokoiły Starka. Okazało się, że Lyanna wyruszyła ponad miesiąc temu w dodatku sama, wbrew prośbom ojca. Rickard pisał, że samotny jeździec powinien był już dawno dotrzeć do Riverrun, z czego Brandon dobrze zdawał sobie sprawę. Wydał więc własnym ludziom rozkaz poszukiwania siostry, pytania w gospodach i wśród ludności. W końcu sam wyruszył, nie mogąc wytrzymać w zamku. Hoster Tully próbował przekonać narzeczonego swej najstarszej córki, lecz na nic się to zdało, Brandon wyjechał.
   Brandon spodziewał się, że cokolwiek stało się z Lyanną, powinien szukać na południu. Zapędzał się coraz dalej, dlatego musiał zacząć nocować w gospodach, jeżeli nie chciał spędzać wieczorów pod gołym niebem. W jednej z karczm jak zawsze zapytał gospodarza, czy nie widział smukłej dziewczyny o rysach podobnych do jego rysów, ciemnych włosach i szarych oczach. Karczmarz odpowiedział przecząco, kręcąc głową. Dalej zajmował się czyszczeniem kufla brudną szmatą. Brandon skrzywił się. Odechciało mu się zamawiania napoju, jednak postanowił zapytać o coś jeszcze.
 – Czy widziałeś może coś niezwykłego? – Karczmarz spojrzał na niego jak na wariata. – Rycerza w białym rynsztunku, szlachetnego rumaka, młodego człowieka o białych włosach? – dodał, przyglądając się mężczyźnie uważnie.
 – Czekaj. Mówiłeś, panie, że jak nazywała się ta dziewczyna, której szukasz?
 – Lyanna, ma na imię Lyanna. Słyszałeś je gdzieś?
 – Tak – odpowiedział mężczyzna. – Dwa tygodnie temu w mojej gospodzie zatrzymało się trzech mężczyzn. Wszyscy skrywali twarze w kapturach, a spod jednego wystawały kępki srebrnych włosów. Widziałem wielki miecz, przypasany do szarego stroju, a jeden z mężczyzn kazał innemu przyprowadzić kobietę. Miała na imię Lyanna. Tak, jestem pewien, że powiedział Lyanna.
 – Dziękuję ci! – krzyknął Brandon, rzucając mu sakiewkę pełną złotych monet.
   Nie zwlekał już ani chwili. Zrezygnował z noclegu i zawrócił w stronę Riverrun. Wrócił w niecałe dwa dni i napisał listy, które wysłał do ojca i brata. Jasno określił, że książę Rhaegar Targaryen porwał jego siostrę, Lyannę. Poprosił o towarzyszy, którzy wyruszą wraz z nim do Królewskiej Przystani i upomną się u króla o sprawiedliwość. Przeklęty Targaryen! Od samego początku miałem co do niego złe przeczucia. Nie sądziłem, że zrobi coś takiego! Chyba oszalał.
   Brandon powiedział o swoich zamiarach Hosterowi Tully’emu.
 – Poczekaj, chłopcze – odpowiedział mu wówczas. – Może da się to jakoś inaczej wyjaśnić? Zaczekaj jeszcze choć kilka dni. Napiszę do króla, zapytując co to ma znaczyć. Może to nie to, na co wygląda.
 – Zaczekam – powiedział Brandon. – Zaczekam, aż przybędą inni, by pomóc mi w odzyskaniu siostry.
   Od tej rozmowy lord Riverrun nieustannie próbował wyperswadować Starkowi zamiar wyjazdu, jednak nic to nie dało. Ledwie kilka dni później Brandon wyruszył, zabierając ze sobą ludzi i obiecując Catelyn, że szybko wróci i wtedy szybko się pobiorą. Zapewniał, że nie zabierze mu to dużo czasu.
   Ta podróż była niezwykle krótka. Roztopy zdążyły w  większości wsiąknąć w ziemię, drogi stały się przejezdne, a nikt nie ważył się przeszkadzać chmurnym lodrom. Z daleka wyczuli Królewską Przystań. Jej smród przypomina rozkładające się zwłoki królestwa. Aerys nie jest godnym następcą swych przodków, a Rhaegar jest jeszcze gorszy. Porywać lordowskie córki! Sukinsyn! Strażnicy przy bramie nie sprawiali im żadnego problemu, nikt im nie przeszkadzał, gdy jechali przez ulice zatłoczonego miasta. Brandon poganiał konia, niemal tratując ludzi, którzy pośpiesznie umykali z jego drogi. Wściekłość dodawała mu animuszu.
 – Rhaegarze Targaryenie! – krzyknął na cały głos, będąc tuż pod twierdzą Maegora. – Stań mi naprzeciw, tchórzu. Wiem, że to ty odpowiadasz za porwanie mojej siostry, bydlaku! Wyjdź i zmierz się ze mną! Słyszysz mnie, Rhaegarze Targaryenie?!
   Jednak to nie Rhaegar Targaryen wyszedł z zamczyska. Nie Rhaegar Targaryen wyciągnął miecz przeciw Brandonowi.  Nie Rhaegar Targaryen ranił Starka, schwytał i zabił jego towarzyszy. To nie Rhaegar Targaryen zamknął Brandona w lochu o zepsutym chlebie i śmierdzącej wodzie. Straż Miejska zajęła się butnym lordowskim synem, każąc mu czekać na dalsze decyzje władcy.
   Brandon siedział więc w lochu, oczekując na decyzję Szalonego Króla. Wiedział, że prawdopodobnie oskarżą go o obrazę majestatu, jednak nie żałował tego. Jeśli mógłby cofnąć czas, nie zmieniłby nic. Rhaegar porwał Lyannę i tylko to się dla niego liczyło. Pomieszczenie było pogrążone w całkowitej ciemności, a jedyne światło pochodziło od pochodni, która zjawiała się razem z jedzeniem i znikała wraz z tym, który je przynosił. Brandon zastanawiał się po co książę porwał Lyannę. Ma żonę, ma dzieci, może mieć każdą na nałożnicę, więc po co mu moja słodka siostra? Nie może jej kochać, bo gdyby tak było, nie zrobiłby jej czegoś takiego. Lya nie mogła z nim uciec. Może nie cieszyła jej myśl, że poślubi Baratheona, lecz przysięgła ojcu, że zrobi, co słuszne. Cisza, jaka panowała w więzieniu, przyprawiała Brandona o ból głowy. Jedynym co dawało tu jakikolwiek dźwięk było kapanie wody i krzyki ludzi z sąsiednich cel.
   Wreszcie zjawili się strażnicy, by go wyprowadzić. Brandon nie wiedział ile czasu minęło. Gdy jednak znalazł się na zewnątrz, światło oślepiło go. Straż niemal zawlokła go przed Żelazny Tron. Brandon zauważył płonący stos, który ponownie odebrał mu wzrok. Nim się spostrzegł, żołnierze otoczyli jego szyję sznurem. Przez chwilę Brandon pomyślał, że chcą go powiesić, lecz wtedy usłyszał śmiech króla.  Poczuł jak jego ręce zostają mocno spętane szorstkim rzemieniem.
   Brandon spojrzał na stos i to, co wisiało nad nim. W żelaznej klatce, w pełnej zbroi zawieszono tam mężczyznę, który smażył się we własnym rynsztunku. Zielone płomienie dzikiego ognia dosięgały klatki, a swąd palonego ludzkiego ciała roznosił się po pomieszczeniu. Brandon wiedział kto znajduje się w klatce. Znał te zbroję aż za dobrze.
 – Ojcze! – krzyknął, podbiegając do stosu Rickarda Starka.
   Brandon poczuł jak sznur zaciska się na jego szyi. Chce mieć czyste ręce. Chce powiedzieć, że to nie on mnie zabił. Spojrzał na podwyższenie. Stary mężczyzna o przeraźliwie długich, srebrnych włosach i brodzie, niemal sięgającej pasa podpierał się dłonią o tron. Jego ramię było całe pokaleczone, lecz na twarzy gościł wyraz znudzenia. Biali rycerze stali wokół tronu, nie spoglądając na żadnego z więźniów. Gwardia Królewska, w której znajdował się kwiat królestwa patrzyła jak król piecze człowieka i nie powiedziała nic. Brandon rzucił się do przodu, słysząc krzyk ojca. Osiem razy z ust Rickarda wyrwała się skarga, siedem razy Brandon zawrócił.
   Śmiech władcy rozniósł się po komnacie. Smocze czaszki spoglądały groźnie, a płomienie odbijały się w ich czarnych kościach.  
***

Wyrobiłam się! Jestem dziś tak zalatan, że już zwątpiłam w siebie... Jest pewien przeskok, który mi się kompletnie nie podoba, ale niech już zostanie, bo jak zacznę wydziwiać, to tylko jakieś głupoty wyjdą. Mam nadzieję, że mimo wszystko dobrze się czytało :)

12 komentarzy:

  1. O fajnie, już jest. I to o Brandonie. Przeczytam sobie wieczorkiem i napiszę co myślę, bo teraz muszę wyjść z domu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, dobrze się to czytało. Taka trochę odmiana i odpoczynek od głównych postaci. Fajnie było zajrzeć do Riverrun.

    Kogut z tego Brandona. Czy on rzeczywiście był taki u ser dziadka, czy to już twoja interpretacja? Bo szczerze mówiąc, nie pamiętam takich szczegółów. Jego kochanką była Barbrey Ryswell? Postrzegałam Brandona bardziej jako takiego wesołka niż kobieciarza, ale w twoim wydaniu też go lubię, mimo tych jego zdrad.

    „Słyszał opowieści, że żona lorda Riverrun tak bardzo chciała dać mu żywego syna, że rodząc ostatnie dziecko, zmarła”

    To zdanie mnie rozbawiło, choć pewnie nie powinno. Jego konstrukcja i kontrast między życiem a śmiercią. Nie wiem czy wiesz o co mi chodzi.

    „Czyżby pastuszek zakochał się w lordowskiej córce? Zabawne.”

    Tutaj też się uśmiechnęłam. Największy cwaniak w Westeros, Petyr Baelish, nazwany „pastuszkiem” :)
    Hoster też nie lepszy. „Sprzątnij to z pod nóg, mojego gościa i przeproś”. Uhhh! Aż mi żal tego biednego pacana Petyra, choć nigdy nie przepadałam.
    Ale Brandon z tym „Niech więc zabiera ten śmieć” przesadził. To już było chamskie.

    Podobała mi cię Catelyn z tym bronieniem Petyra, mimo iż za nim nie przepada. Lysa to Lysa. Histeryczka, ale cóż, zakochała się. Jak sobie jednak przypomnę wszystkie momenty z jej udziałem w książce, to mam niesmak. Okropne babsko.

    Ech… Szkoda, że przez Rhaegara Brandon stracił życie, już nie wspominając o Rickardzie. Lyanna ciężko to przeżyje.

    Lubię czytać takie dopowiedzenia historii, które dziadzio tylko nakreślił. Wtedy wszystko jest pełniejsze i można lepiej poznać bohaterów. Już czasem mi się miesza co jest w oryginale, a co w fanfiku. Ciekawe czy ktoś się kiedyś pokusił pisać fanfik związany z Daenerys i wydarzeniami za Wąskim Morzem. Albo o dawnych dziejach Tararyenów. Duże wyzwanie. Starkowie czy Mur wydają się „łatwiejsi” i bardziej nam bliżsi przez swój europejsko-skandynawski charakter.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy Dzadek kiedykolwiek jasno określił kogoś, kto nie występuje w opowiadaniu? Z tego, co można sie dowiedzieć w Tańcu, to Brandon był niezłym ziółkiem. Romas z Barbrey (później Dustin) to prawda, a reszta to już ja :)
      Och Brandon jest wesołkiem, wierz mi. Te zdania, które cię rozśmieszyły to taka brandonowska ironia - przynajmniej pierwsze. Bardzo sie cieszę, że ją wyłapałaś.
      Bo Petyr w tamtym czasie to taki przynieś, podaj pozamiataj, to możesz tu zostać. On nie ma żaadnego znaczenia i dlatego traktują go tak, a nie inaczej. Hoster pilnuje sojuszu, a ten dzieciuch miesza mu sie w sprawy,, więc tak zareagował. A Brandona to zwyczajnie zirytowało. On nie lubi długich, nudnych podróży z wielkim orszakiem. Swoim oświadczeniem Petyr przelał czarę, niestety. Może i było, ale to Bradon :)
      Ale zapewniam, że Catelyn z epilogu cię wkurzy ;)
      Bedzie cienko, a później jeszcze gorzej... nie wiem jak ja to napisałam, szczerze mówiąc.
      Kiedyś szukałam czegoś o westeros, ale nic interesującego oprócz ciebie i jeszcze jednego opka nie znalazłam. W sumie to wtedy się wkurzyłam i sama zaczęłam pisać to opowiadanie. Gdybym wtedy znalazła coś godnego uwagi, pewnie nie byłoby tego bloga :)
      Może masz rację, a może nie. Tu chyba chodzi raczej o to kogo sie lubi. Obie lubimy Starków (no ja jeszcze niektórych Targów i Martellów, nie wiem jak ty) i dlatego nam jest łatwo o nich pisać. Ktoś, kto by lubił np. Tullych mógłby się bawić w dzieciństwo córek Hostera, a ktoś, kto lubi Dany pisałby o ucieczce przed zabójcami Roberta. A może rzeczywiście głównym magnesem jest ów charakter? Nie wiem, ale wolałabym gdyby więcej było czegoś osadzonego w Westeros. Opowiadania Dziadka to stanowczo za mało (w dodatku rzadku wychodzą :( ).

      Usuń
    2. Bo Dziadek to powinien mieć swoich małych pomocników, jak Święty Mikołaj ;) Robota szła by szybciej i pod jego nadzorem machnęłoby się z kilka tomów. Jak się chce, to można, ale Dziadzio jest leniwy. Nie to co np. pisarz fantasy Terry Goodkind. Wypuścił 12 tomów cyklu "Miecz Prawdy" i dobrze się je czytało, choć oczywiście były tomy lepsze i gorsze. Mimo to podziwiam jego wenę i świetną kreację bohaterów. Jego świat nie jest aż tak drobiazgowy jak u Martina, ale przynajmniej się facet nie obijał tylko pisał.

      Ja właściwie nie wiem dlaczego zaczęłam pisać. Dla zabawy, sprawdzenia się i z fascynacji światem wykreowanym przez Martina. Nie chciałam się rzucać na głęboką wodę, tylko w jakieś "bezpieczne", niezbyt rozległe miejsce, w którym mogłabym prowadzić jednego bohatera. A że lubię Starków i wątek Snowa, to chciałam sprawdzić co by było, gdyby podrzucić Jonowi kogoś fajniejszego niż Ygritte, żeby nie był taki wiecznie cierpiący. Mormontówny były mało eksplatowane, więc nadały się do obróbki. I tak to się zaczęło, ale bardzo niezobowiązująco, raczej pisanina w ramach hobby. Teraz już bym się nie wahała wziąć na warsztat jakiś inny wątek, ale na razie doprowadzę Daenę do końca (chyba).

      Targaryenów też ogólnie lubię. Rzeczywiście można by się pokusić o rozszerzenie wątku Viserysa i Dany albo jeszcze lepiej napisać o podboju 7 Królestw przez Aegona i jego siostry. Za Martellami specjalnie nie przepadam, ale już w Wysogrodzie u Tyrellów można by twórczo zaszaleć. Rodów powiązanych z Kwiatami jest mnóstwo.

      Czyli już masz obmyślane wszystko łącznie z epilogiem?? Uuu, to nieźle! Ja piszę na bieżąco i nawet nie wiem do czego to mnie doprowadzi. Końca drogi nie widać, ale na razie nie jestem mocno zmęczona tymi bohaterami, więc piszę dalej. Trochę mam tylko problem ze Stannisem i Melisandre. Pomijając fakt, że ich nie lubię, to wczucie się w nich i wkładanie im w usta wypowiedzi, jest ciężkie, a chcę maksymalnie trzymać się kanonu dziadka w kreowaniu tych postaci. Dziś właśnie będę mieć ciężką noc, bo Stannis wezwie Mormontównę przed swoje surowe, zgrzytające zębami oblicze. Jestem przerażona :)

      Cholerka, to jest tak, jakby się samej było zmiennoskórą, bo tyle postaci trzeba ogarnąć. Najwygodniej mi w Daenie, bo jest moja. W Jonie czasami mi ciasno, bo dziadek wsadził go w sztywne ramki, których nie chcę rozsadzić tylko poszerzyć. Ale Stannis to już będzie wyjątkowo niewygodna skóra.

      To jak już skończysz z Lyą i Rhaegarem to warto zabrać się za coś nowego, o ile będziesz mieć czas. Wiadomo, matura i te sprawy... może być ciężko. A tak na marginesie, jak przygotowania do studniówki?

      Usuń
  3. Co fakt, to fakt. Martin trochę sobie pasa popuścił, chyba doszedł do wniosku, że teraz to fani poczekają, a on trochę się popławi w słodkim lenistwie. Ale, żeby nie było, zasłuzył sobie. Za Goodkinda próbowałam się wziąźć, ale to nie na moje siły. Skończyło się na przeglądaniu co ciekawszych fragmentów. I znów odzywa się to, że ja zwyczajnie nie znoszę głównych bohaterów, zwłaszcza Richiego. Wybacz, ale jest piekileknie irytujący, a mam słabość do Rahlów, więc nie wiem czemu on jest takim wyjątkiem. A Zedda to ja już nawet nie wspominam - jego kurki i kurczaki mi bokiem wychodziły. No i jeszcze ten schemat (Richard ratuje Kahlan lub na odwrót), dużo gadania o niczym, jak na 12 tomów to mało interesujacych potaci, jakieś denne smoki (jeden był, chyba, ale i tak bez sensu), nie wiedzieć czemu wszyscy kochają Richarda i w dodatku to chyba największy wymiatacz ever... i wiele, wiele innych - lepiej nie wspominać, bo za długo. Chociaż te mord-SITH to już siekiera, masakra, syf, kiła i mogiła (nazwa). Ale rzeczywiście, nie obijał się, to akurat prawda.
    A jaki inny wątek byś chciała? Coś południowego, dornijskiego, czy może zza morza lub Asshai?
    Ja tam nawet nie wiem czemu lubię Dorne... chyba głównie za Oberyna i może Arianne. Już tak mam, że jednych lubię po prostu, a drugich z tego samego powodu nie. taka jakaś dziwna jestem :)
    Nie bój nic! Zgarnie Jona dla ochrony i Stasiek nie podskoczy. MOże to śmiertelne niebezpieczeństwo jakoś porządnie podziała na Jona? A epilog to pisałam niedawno, w niedzielę. Samo opowiadanie nie mogło być długie, bo później wkroczyłabym w nieznzne tereny, a nie chcę zmieniać więcej niż to konieczne (w sumie ta ja chyba nic nie zmieniałam, raczej dopowiadałam tylko). W święta mnie jakoś wzięło na pisanie ;)
    Heh, znam to. W tym opowiadaniu to mało było bohaterów (w sumie to problem sprawiał mi tylko Rhaegar, bo nie wiem jaki on ma być tak do końca - tak różnie go przedstawiają i w dodatku nie wiadomo czy to prawda czy wersja łagodna). W drugim opowiadaniu to mam ich znacznie więcej :) Tam to mam dopiero problem, ale nic nie szkodzi, bo oni wszyscy są moi, albo tak pozmieniani, że nie mają nic z oryginału, ale tamto to inna bajka. Staśka naprawdę współczuję - jest tak strasznie surowy i nieżyczliwy, że aż skóra cierpnie.
    Na razie na nic nowego sie nie porywam. Później, może coś jak zatęsknię, nie wiem. Studniówka jest w proszku, do tej pory się nie zebrałam żeby ruszyć i kupić sukienkę, nie mówiąc o reszcie :) Pociesza mnie tylko fakt, że większość dziewczyn też jeszcze nie znalazło niczego ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze masz trochę czasu na znalezienie jakiejś kiecy i dodatków. W sumie to ta studniówka to żaden szał. Ot zwyczajna potańcówka, więc nie wiem czemu zawsze robią z tego takie halo. Ważne, żebyś miała z kim iść, choć ja np. byłam bez faceta i nie było tak źle. Żadnej ujmy na honorze :)

    A te drugie opowiadanie to też gdzieś masz zamieszczone?

    Ja też jednych lubię, innych nie. To normalne. Zdarzają się wyjątki, jak z Jamiem, którego nie znosiłam, ale potem jak już zaczął podróżować z Brienne, to stopniowo go zaczęłam szanować.

    Nie zastanawiałam się jeszcze jaki inny wątek i krainę bym wybrała na nowe opowiadanie. Być może właśnie coś z Tyrellami albo z dawnych dziejów Targaryenów. Na swój sposób lubię też Żelaznych Ludzi, bo mi się kojarzą z wikingami. Tyle że tworzyć z nimi jakieś historie to już jednak ryzykowne, bo trzeba mieć trochę wiedzy o okrętach, morzu, portach itd. żeby to wyszło wiarygodnie. Nie podjęłabym się raczej przygody z Krakenami, ale u Dziadzia chętnie czytam rozdziały z Ashą. Na pewno jednak umiejscowiłabym akcję w Westeros. Krainy za Wąskim Morzem czy Ashai przy Cieniu to już jednak duże wyzwanie. Choć przyznam, że jak odświeżałam sobie ostatnio jedyny rozdział napisany z perspektywy Melisandre, to zaintrygowała mnie wzmianka o tym, że była niewolnicą sprzedaną do Czerwonej Świątyni. Można by się zabawić w historię pt. Przygody młodej Mel :p żartuję.

    Dobra, idę się zamienić w Stannisa. Brrr!
    Mam już gotowe 3 strony tekstu, więc jeśli pomyślnie mi wyjdzie scena z audiencją u Staśka, to zamieszczę nową część jutro lub pojutrze.

    A Rysiek w "Mieczu Prawdy" mi jakoś nie wadził. Podobała mi się miłość głównych bohaterów. Może i była trochę widealizowana, ale ja tam lubię takie historie z wieloma przeciwnościami, ale z happy endem. U Martina ciężko o tak dobraną i szczerze kochającą się parę. Mord-Sith to faktycznie była krwawa łaźnia. Czytanie o tych torturach nie należało do przyjemności. Za to już tom o Pałacu Proroków i tych Siostrach Światła był niezły. "Miecz Prawdy" nie jest jakimś wybitnym osiągnięciem literackim w gatunku fantasy, ale mi się czytało całkiem przyjemnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam od razu stwierdziłam, że pójdę sobie sama i koniec kropka. Mój tata uparcie stara sie wprosić, ale ja próbuję mu to wyperswadować... chyba mu słońce jakoś dogrzało. Zresztą sporo dziewczyn idzie sachych (przynajmniej z mojej klasy), więc na pewno wyjątkiem nie będę :) A no robią zamieszanie - wychodzi na to, że jak zawsze o nic.Ehh...
      Mam, mam, ale to o wampirach to nie wiem czy byś chciała. Tam to ja zreszta wszystko pozmieniałam (kiedyś pisałam coś nie opartego na niczym, o złodzieju, ale mi ciągle czasu brakowało, więc na razie sobie tak stoi chyba pół roku xD).
      Jamie był dla mnie bardziej neutralny, a później polubiłam go i to bardzo. Teraz znacznie wolę jego od Tyriona, który zaczął mnie wpieniać po nawałnicy.
      Targaryenowie tak, przygody Mel też (teraz zrobiłaś mi na to chętke, napisz o niej, będzie ciekawie, a nie tylko robisz chętkę i lipa), ale o Żelazkach to ja nie chcę słyszeć. Mam alergię na Theona, którego uważam za zdrajcę do kwadratu i nieuka - nic mnie już chyba nie przekona, że jest inaczej. Nawet u Ramsaya nie było mi go żal, więc nie rozumiem tej powszechnej litości dla tej postaci. Vic jakiś dziwny jest, Mokra Czupryna to nawiedzony kapłan i tylko Euron jakoś się trzyma, choć też tak średnio mi podpada.
      Buu nic nie wstawiłaś nowego :( I znów narobiłaś mi ochoty, nygusie.
      To się zprowadziło do romansidła w bardzo złym guście. Martin daje bardzo żywe i wierygodne postaci, a w Richiego i Kahlan nie jestem w stanie uwierzyć. Ale o jakich torturach? Na dobrą sprawę to ja tam nic strasznego nie wyczytałam. Niby opisuje się coś przrażającego, ale tak jakoś bokiem, mówiąc, że to takie złe i niedobre - kompletnie to na mnie nie działało. To jak mówić dziecku skąd się wzięło (bocian). Ja do tej pory nie wiem co te Mord-Sith robią swoim patrnerom oprócz tego, że tylko Richie to przeżył. ja lubię tylko Nathana, Posepnego i Ann (no może Drefan, bo trochę tam go looknełam), więc siłą rzeczy Pałac jest dobry. Może za dużo oczekiwałam (po obejrzeniu serialu zauwazyłam, że jest książka i jest lepsza, bardziej logiczna etc. a ona taka nie jest, zwyczajna miernota).

      Usuń
    2. Dawaj te wampiry. Też poczytam. A na kanwie jakiej książki ten fanfik? "Zmierzchu" czy "Pamiętników Wampirów"?

      Mój tato też miał taki odpał, że chciał iść ze mną. Oczywiście się nie zgodziłam, bo jakby to wyglądało :)

      Theona też nienawidziłam strasznie. Teraz jest mi obojętny, ale to dlatego, że polubiłam Alfiego Allena. Okropny brzydal, ale gra dobrze. Widziałam z nim kilka filmów. No i na wywiadach jest sympatyczny i otwarty do ludzi.

      Do Melisandre to by trzeba było się ostro przyłożyć. Obmyślić dokładnie cały jej życiorys, jak została niewolnicą, kapłanką R'hillora i w końcu, jak trafiła do Westeros. Duże wyzwanie. Ale niewątpliwie taka historia byłaby czymś interesującym.

      Dziś jeszcze nie wstawię nowego fragmentu. Jutro też nie, chyba że w nocy skończę gadkę-szmatkę ze Stannisem, ale pewnie nie. Myślałam, że pójdzie mi szybko a tymczasem jedną stronę smarowałam wczoraj 3 godziny i nadal jestem niezadowolona. W każdym razie na weekend na pewno już się nowy wpis pojawi.

      Usuń
    3. Zmierzchu to ja niestety (lub stety) nie trawię (znów główni bohaterowie doprowadzaja mnie do szewskiej pasji swą debilną konstrukcją), książek z Pamiętników Wampirów (słyszałam tylko, że mierne)nie czytałam, wiec w zasadzie to bardziej na serialu niż na czymkolwiek innym. Tyle, że mi się tam już na samym początku tak rozjechało, że jedno z drugim ma niewiele wspólnego ;)http://mroczne-ognie-dusz.blogspot.com/
      A już myślałam, że tylko mojemu tatuśkowi tak odbija... uff, jednak nie jest z nim tak źle ;)
      Nie znam go wcale, orpócz tego, że gra w GoT... Wywiadów jakoś nigdy nie chciało mi się oglądać, bo ci biedni aktorzy nie mogą za bardzo poopowiadać o tym, co będzie tylko krążą w kółko. Chyba, że sie pyta o coś innego...
      No to właśnie o to chodzi! To by bylo coś! Chociaż jakoś ostatnio wzięło mnie też trochę na Tywina i Joannę, ale nawet nie ma co szukać po necie, bo nawet na dA jest mało. Gdybyś sie jednak zdecydowała na Mel czy tam Tyrellów/Targów czy cokolwiek to ja jestem chętna!
      Ehh, marne pocieszenie :( A ja w pt wracam późno... buu, not good, really not good.

      Usuń
    4. To poczytasz w sobotę. Nic straconego. Jeszcze zresztą nie skończyłam. Idzie mi to jak po grudzie. Kawałek napiszę i rzucam, bo mi się odechciewa. Ale za to następną część opublikuję znacznie szybciej, bo już mam spory fragment napisany. Tyle że będzie dość nudnawy jeśli idzie o akcję, ponieważ skupia się na dialogach i przemyśleniach bohaterów. Lubię się "babrać" we wnętrzach postaci, pisać o tym co czują i myślą. I takie też lubię czytać książki, w których niekoniecznie akcja leci na łeb na szyję, ale za to bohaterowie są dobrze nakreśleni.

      Co do "Zmierzchu" i "Pamiętników", czytałam obie serie. Są tragiczne. Zwłaszcza konstrukcja głównych bohaterek. Nie trać czasu nawet na kartkowanie "Pamiętników", bo to jest naprawdę nie warte uwagi. Sama nie wiem jak to przeczytałam do końca. Chyba z ciekawości jak daleko rozciągną się granice absurdu.
      Twój wampirczy fanfik w wolnej chwili przeczytam. Serial oglądam (choć jest coraz bardziej denny) więc wiem kto jest kto i o co chodzi.

      Usuń
    5. Ale trzeba dłużej czekać, a jak czytasz coś dobrego to i się humor poprawia:)
      Chyba nie da się zrobić spójnej, dobrej akcji bez porządnego oddania charakterów osób. Przynajmniej ja tak sądzę, bo tam gdzie sama kreacja potaci kuleje, nie ma prawa być interesującej fabuły.
      Jaka jest zaleta Zmierzchu? Ma tylko 4 tomy ;) Za pamietniki się nie brałam, koleżanka (o podobnym guście odradziła mi), a skoro i ty to robisz - tylko utwierdzasz mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam. Jak dla mnie w Zmierzchu szanse na cokolwiek miał tylko Jasper, ale autorka skopała całą postać i kicha. No może coś z Rose, ale ona to mnie nie obchodziła (jakaś dziwna była). Reszta to syf, kiła i mogiła, nie warta pamiętania. O Pamiętnikach słyszałam, że Elka to była wszystkim, czym można tam być i tak podobno przez te XX tomów (pojęcia nie mam ile ich jest) nie wybrała kogo ona tam chce Stefek/Damon. A jestem ciekawa co było tam najgłupsze? Lubię się pośmiać :)
      Serial to ja lubiłam, gdy był drugi sezon (wtedy zaczęłam pisać opowiadanie), trzeci poleciał równią pochyłą, a czwarty to żenada i zastanawiam się ile ja mam zamiar to jeszcze ciągnąć. NIe bedziesz wiedziało kto jest kto :) Wierz mi. Zanim zaczniesz czytać rozdziały przeczytaj streszczenie (to skrót części pierwszej, bo to, co jest to część druga) lub bohaterów (mało tam spojlerów, o ile wogóle są, to też pewien skrót części pierwszej - powinnam ich tam trochę rozbudować, ale nie mam czasu ;)). Tam odbiegłam od serialu tak bardzo (m.in. pozabijałam postaci serialowe, powstawiałam własne, ułożyłam inną przeszłość, koligacje, stworzenia), że nie przyponina to w niczym pierwowzoru - została ich tam garstka serialowa.

      Usuń
    6. Te Pamiętniki mają 7 tomów napisanych przez L.J Smith. O ile jeszcze pierwsze trzy da się czytać, tak potem jest już tylko gorzej. Kolejne tomy pisze jakiś inny autor o nicku Ghostwriter, ale tego to już nawet nie próbowałam tykać. No i jest jeszcze cykl "Pamiętniki Stefano" (aktualnie 6 tomów), pewnie kolejne grafomaństwo.
      Masz rację co do tego, że Elenka przechodzi tam różne stany bytowe. Była wampirem, duchem, potem człowiekiem, jej krew miała jakieś moce :p Nie wiele już pamiętam, bo czytałam to ponad dwa lata temu. W każdym razie absurdów tam nie brak. Kojarzę, że wampiry piły wino o nazwie "czarna magia".

      Serial był dobry do 2 sezonu. Potem zaczynały im się kończyć pomysły i to co oglądamy teraz, to jakaś żenada. Nawet Damon nie ratuje tej marnej produkcji. Ja osobiście zamierzam skończyć na 4 sezonie i dalej już nie oglądać.

      Nad twoim fanfikiem usiadę może jutro na spokojnie i poczytam. Skoro pozabijałaś bohaterów z serialu, to jestem ciekawa kogo. Miło by było poczytać o śmierci Bonnie :) Nie znoszę jej.

      Dokończyłam wreszcie kolejną część Daeny i zamieszczę dziś późnym wieczorem. Jeszcze muszę nanieść poprawki, bo wciąż jestem niezadowolona. Okropnie mi się pisało ten kawałek ze Staśkiem, a co do Melisandre to kompletnie nie wiem jakie mam jej słowa wkładać w usta poza tymi sloganami o R'hillorze.
      No nic, jakoś przez to przebrniesz.

      Usuń