piątek, 4 stycznia 2013

11 Utracona wiara

O
błoki leniwie przecinały szare niebo nad Królewską Przystanią. Sunęły, pchane przez wiatr, jakby straciły ochotę na jakikolwiek ruch. Stalowoszary nieboskłon wydawał się być równie ponury, co atmosfera w mieście.  Przez kilka dni po narodzinach książęcego syna mieszkańcy popadli w euforię, jednak bynajmniej nie z powodu narodzin członka rodziny królewskiej. W tym czasie rozdawano żywność.
   Rhaegar Targaryen coraz częściej znikał za licznymi księgami. Jego żona, księżna Elia, wciąż nie mogła wstać z łoża po wyczerpującym porodzie. Chłopiec urodził się jednak cały i zdrów. Miał silne płuca, co wyraźnie było słychać, gdy się urodził. Rhaegar nazwał swego syna Aegonem na cześć Aegona Zdobywcy, który podbił Siedem Królestw i je zjednoczył. Czerwona kometa, która przecięła niebo w dniu narodzin syna dała wiele do myślenia Rhaegarowi. Zaczął się zastanawiać czy syn Elii mógłby być Księciem, Którego Obiecano. Przerzucił mnóstwo rękopisów, jednak nie mógł znaleźć nic więcej ponad mgliste wskazówki, które mogły się odnosić do każdego dziecka, urodzonego we właściwych okolicznościach.
 – Ser Arthurze?
   Biały rycerz wyłonił się z cienia. Był osobistym strażnikiem księcia, którego przydzielił mu jego pan ojciec. Arthur Dayne był również najznamienitszym rycerzem w całych Siedmiu Królestwach. Miał w  sobie pewną brutalność, a jego dłonie niejednokrotnie spływały krwią, lecz zawsze była to posoka wrogów, dlatego też miał zaszczytny tytuł bohatera. To dziwne, że mordercę oceniamy zupełnie inaczej, gdy to, czego dokonał nie ma w sobie czegoś, co mogłoby aspirować do moralnego zachowania. A przecież zabójstwo pozostaje zabójstwem. Rhaegar wiedział, że wielu mężów obawiało się ser Arthura, lecz mało kto okazywał to jawnie. Dayne był również przyjacielem, co Rhaegar bardzo sobie cenił. Miał w sobie surowość i bardzo silny kręgosłup moralny, przez co nie zawsze wykonywał rozkazy Aerysa. Prawdopodobnie tylko dlatego Obłąkany Król oddalił rycerza do usług swego syna.
 – Panie – chichy głos mężczyzny dobiegał z wejścia.
 – Czy zająłeś się tym, o co prosiłem?
 – Obawiam się, że potrzebuję jeszcze kilku tygodni, by przekonać pozostałych braci.
 – Dobrze, ale postaraj się, by zajęło ci to jak najmniej czasu.
 – Narodziny Aegona bardzo skomplikowały sprawę z księciem Lewynem Martellem oraz pozostałymi braćmi.
   Rhaegar wstał. Księgi nie przyniosły odpowiedzi na jego pytania i postanowił dać za wygraną tego dnia. Wyszedł na długi, ciemny korytarz. Za sobą słyszał zgrzyt zbroi Dayne’a. Gdy zjawił się na dziedzińcu, przez chwilę światło go lekko zamroczyło. Kilku rycerzy ćwiczyło na dziedzińcu, a jeździec wjechał przez smukłą, czerwoną bramę. Jon Connington był niezwykłe upartym chłopakiem, który uwielbiał kręcić się w pobliżu księcia. Nigdy nie interesowały go księgi, był jednak bardzo dobrym rycerzem, choć wielu przewyższało go sprytem i siłą. Miął w sobie prostotę i przywiązanie, które Rhaegar bardzo sobie cenił. Connington zsiadł z konia i podszedł do księcia, chcąc mu przekazać najwyraźniej bardzo ważną informację.
 – Przyjacielu, czy słyszałeś już o planach matrymonialnych lorda namiestnika północy?
 – Rickard Stark zamierza powtórnie się ożenić? – Rhaegar nie wiedział nic o tym, co działo się na północy. Od jego ostatniej wizyty tam minęło już ponad pół roku.
 – Nie, nie! – Connington poklepał księcia po ramieniu. – Stary wilk nie ma ochoty na żeniaczkę. Zresztą po co by mu była nowa żona? Ma trzech synów i córkę, nie trzeba mu więcej dziedziców. Chce, by jego najstarszy syn się ustatkował, a słyszałem, że jego rozmowy z Baratheonami są bardzo zaawansowane. Może coś z tego będzie, hm?
 – Lord Steffon nie miał córki, tylko trzech synów. Jeżeli chce pani żony dla Brandona, powinien szukać gdzie indziej. – Wiadomości Jona nie przypadły do gustu Rhaegarowi i wolał, by nie sprawdziło się to, co już podejrzewał.
 – Mówi się o ślubie Brandona z córką Tully’ego. Nie wiadomo którą, a Roberta Baratheona ma poślubić lady Lyanna. Była królową miłości i piękna na turnieju w Harrenhal, pamiętasz?
   Jak mógłbym nie pamiętać. To ja wręczyłem jej ten tytuł, głupcze.
 – Tak, dziękuję za przypomnienie, Jon. Przepraszam, ale mam coś pilnego do załatwienia.
   Connington wydawał się być zawiedziony, jednak skinął Rhaegarowi i posłuszne się oddalił. Książę wrócił do zamku, a ser Arthur podążył za nim. Targaryen wszedł do swojego gabinetu, poczekał aż jego towarzysz przekroczy próg i zamknął szczelnie drzwi. Jego mina nie zapowiadała niczego dobrego. Zazwyczaj spokojnie wejrzenie księcia, tym razem było niczym wzburzone morze. Rhaegar zasiadł za swym bogato zdobionym stołem i wpatrywał sie ze złością w papiery, które na nim leżały. Przysięgała czekać. Obiecała mi dwa lata, które wciąż nie minęły. To niemożliwe… przysięgała.
 – Co o tym wiesz, Arthurze? – zapytał, kierując zagniewane spojrzenie na rycerza.
   Dayne przestąpił z nogi na nogę. Jego mina wyrażała wyraźne niezadowolenie.
 – Słyszałem o tym – odpowiedział chłodno.
 – Więc czemu, na Siedmiu, nic mi nie powiedziałeś?! – Rhaegar krzyknął, wstając i podpierając się pięściami o brzeg stołu. – Wiedziałeś jak ważne jest to dla mnie.
 – Bo uważam, że tak byłoby lepiej, panie.
 – Lepiej?! Lepiej?! Dla kogo?! Ufałem ci Arthurze, jak mogłeś mnie zdradzić?
 – Wysłuchaj mnie, nim osądzisz. Masz żonę, która dała ci dziedzica, jesteś następcą tronu, Targaryenem. Lyanna Stark to kobieta z północy, upomną się o niż wszyscy lordowie podlegli Starkom. Tam panują inne zasady, zima kształtuje charakter. A jest jeszcze Robert Baratheon. Nie widziałeś jak patrzył na nią na turnieju? Ten Baratheon jest groźniejszy niż może ci się zdawać. Ma zdolność do przyciągania do siebie innych, to urodzony przywódca, a gdy u jego boku stanie honorowy Ned Stark, myślisz, że za kim opowiedzą się lordowie? Twój pan ojciec nie przysporzył koronie sympatyków.
   Arthur Dayne wpatrywał sie w swego księcia zacięcie. Stał wyprostowany, zawsze zwarty i gotowy na pojedynek czy to mieczem czy słowami. Rhaegar poruszył się kilkakrotnie podczas przemowy przyjaciela, jednak mu nie przerwał.
 – Ona pomoże mi przebudować to toczone chorobą królestwo. Lyanna jest lekiem, który jest niezbędny. Elia… Elia jest oddana i urocza ale jeśli mam zmienić Westeros nie podoła przy moim boku. Wiem jak sprawić, by mój związek z Lyanną mógł być zawarty zgodnie z prawem. Liczyłem, że Elia pozostawi mnie wolnym, po porodzie było z nią bardzo źle. Teraz to nieważne. Nawet za życia Elii mogę poślubić Lyannę.
 – Lordowie się na to nie zgodzą, nie zaakceptują tego. Pomyślałeś o Dorne? Doran Martell nie puści ci tego płazem, to by była zniewaga wołająca o krew.
 – Przyśpiesz to, o czym rozmawialiśmy. Nie chcę słyszeć wymówek. Lordami zajmę się później, teraz muszę zapobiec temu ślubowi.
   Rhaegar wyjął kartę, chwycił pióro i zaczął pisać. Ser Arthur odwrócił się i wyszedł bez słowa.
***
   Przygotowania do podróży zamknęły się zaledwie w tygodniu. Aerysowi przekazano, że jego syn wyrusza z wizytacją po kilku zamkach w Dorzeczu. Król nie protestował, a nawet wydawał się być zadowolony. Arthur namówił do uczestnictwa jedynie Oswella Whenta. Gdy Rhaegar zapytał dlaczego jedynie on zgodził się wyjechać, Dayne odpowiedział, że wyjazd więcej niż dwóch rycerzy Gwardii byłby podejrzany, a w dodatku pozostali zadawali zbędne pytania. Zabrali ze sobą pięć wierzchowców, Rhaegar odmówił uczestnictwa kogokolwiek prócz niego samego i rycerzy. Gdy Jon Connington zapytał po co im w takim razie aż pięć koni, Rhaegar zbył go tylko zapasami i chęcią zaskoczenia lordów. Nikt więcej nie śmiał zadawać pytań. Tylko Elia wydawała się być niepocieszona wyjazdem pana męża.
 – Czy naprawdę musisz jechać akurat teraz? Aegon jest taki malutki, a ja chciałabym, byś został jeszcze choć kilka miesięcy, aż nie wrócę do pełni sił.
 – To konieczne, wierz mi.
   Elia nie mówiła już nic więcej. Rhaegar pocałował panią żonę w czoło, pożegnał córeczkę, która także chciała pozostać w jego ramionach jak najdłużej i opuścił Królewską Przystań.
   Arthur Dayne skrzywił się, widząc jak Rhaegar w pełni przygotowany do podróży opuszcza zamek. Nie zamierzał się jednak kłócić ze swym księciem. Rhaegar był dla niego jak rodzony brat, jednak był świadkiem tego, co miłość robiła z ludźmi. Pamiętał swą piękną siostrzyczkę na murach Starfall, gdy żegnała go po krótkiej wizycie. Mogła się cieszyć, lecz był świadom, że nie będzie jej dane spokojne życie. Nosiła nieślubne dziecko.
   Niewielki oddział poruszał się szybko. Prawdopodobnie tylko dlatego Rhaegar tak nalegał na jak najmniejszą liczbę uczestników. Harrenhal minęli nadzwyczaj szybko, a ledwie kilka dni później przejeżdżali przez Fosę Cailin. Potem było już łatwiej. Zima odpuszczała, choć na północy wciąż zdarzały się mrozy. W końcu dotarli na granicę Wilczego Lasu, miejsca spotkania. Rozbili tam obóz i oczekiwali.
   Po czterech dniach, Whent zaczął się niecierpliwić. Coraz częściej narzekał na zimno  i wodę z roztopów, która sprawiała, ze rozpalenia ogniska stawało sie niemal niemożliwe. Nie odpowiadało mu, że siedzi w lesie jak jakiś bandyta, szczególnie, że niecały dzień drogi od ich obozowiska było Winterfell, gdzie na pewno z radością przyjętoby dziedzica Żelaznego Tronu. Nie śmiał jednak powiedzieć tego wprost Rhaegarowi, dlatego, gdy książę powracał ze swych przejażdżek, ser Oswell zwykł nagle milknąć.
   Rankiem piątego dnia, ser Arthur, który pełnił straż, obudził swego księcia, powiadamiając o zbliżającym się jeźdźcu. Rhaegar natychmiast wyszedł z namiotu. Rzeczywiście jeździec na karym koniu spieszył już tylko staję od nich. Miał jasno określony cel, bo nawet nie zboczył ze ścieżki. Lyanna. Rhaegar uśmiechnął się i uspokoił swego towarzysza. Po raz pierwszy od wyjazdu z Królewskiej Przystani poczuł prawdziwą ulgę. Były dni, gdy zastanawiał się czy Lyanna rzeczywiście zjawi się, czy może wybierze Roberta. Teraz jednak był pewien.
   Koń gnał w swym pełnym galopie, przez co wyhamowanie sprawiło mu duży problem. Lyanna była jednak wytrawnym jeźdźcem dlatego opanowała wierzchowca. Miała na sobie spodnie do jazdy, gruby Korzuch i płaszcz narzucony na ramiona. Ciemne włosy wydostawały się spod szarego kaptura narzuconego na głowę i wiązanego pod brodą, by nie spadł podczas jazdy. Miała zarumienione policzki. Szybko zsiadła z rumaka trzymając urękawicznionymi dłońmi uzdę konia.
 – Jesteś – powiedział Rhaegar, uśmiechając się.
   Lyanna odwiązała kaptur, który opadł na jej plecy. Nie była szczęśliwa, wyglądała jakby chciała powiedzieć mu coś, co miało sprawić mu przykrość. Unikała jego spojrzenia, zajmując się koniem. Wreszcie westchnęła i stawiła mu czoła.
 – Możemy już jechać, ser Oswellu możesz zacząć zwijać obóz – Rhaegar zwrócił się do Whenta. – Nie zawiodę cię, przysięgam. – Rhaegar chwycił Lyannę za dłoń i pociągnął za sobą.
 – Nie rozumiesz – powiedziała Lyanna, wyrywając się z uścisku księcia. – Nie pojadę z tobą. Przyjechałam się pożegnać, zobaczyć cię ostatni raz. Wyjdę za Roberta, tak jak życzy sobie tego mój pan ojciec.
   Rhaegar spoglądał na Lyannę z niedowierzaniem. Nie mógł uwierzyć temu, co usłyszał. Wiedział, że zasady są niezwykle ważne dla Starków, lecz Lyanna go kochała. Był tego pewien, tak jak tego, że poświeci je dla niego.
 – Co? – zapytał, nie przyjmując jej słów do wiadomości.
   Oswell Whent już niemal zwinął namiot. Konie parskały, skubiąc trawę. Lyanna nie powiedziała nic więcej.  Obdarzyła go spojrzeniem pełnym żalu, jednak nie zamierzała zmienić raz powziętej decyzji.
 – Dałaś mi dwa lata, które jeszcze nie minęły, pamiętasz? Co się stało? Co ze słowem Starka, co z naszą miłością? Czyżbyś nagle pokochała Baratheona?
 – Pytasz co się stało? – jęknęła Lyanna. – Twoja żona urodziła ci syna, dziedzica i oboje maja się dobrze. Chcesz bym odebrała spokój Siedmiu Królestwom? Chcesz bym rozbiła rodzinę w imię obietnicy, która może przynieść tylko cierpienie? – Lyanna pokręciła głową. – Więc wcale mnie nie znasz.
 – Zaczekaj, błagam. – Rhaegar chwycił ramię kobiety. – Nic się nie zmieniło. Wciąż mamy szansę.
 – Nigdy jej nie mieliśmy. To wszystko było tylko złudzeniem, mrzonką. Najwyższy czas wrócić do rzeczywistości. Żegnaj.
   Lyanna spróbowała ponownie wyrwać ramię z uścisku Targaryena, lecz tym razem jej się nie udało. Spojrzała na Rhaegara ze zdziwieniem i przestrachem.
 – Puść, to boli.
 – Przepraszam, lecz nie mogę.
   Na twarzy Smoczego Księcia nie było żadnych emocji. Lyanna szarpnęła się, uderzając dłonią w pierś mężczyzny, lecz to nie mogło nic dać. Schyliła się, niemal wykręcając sobie dłoń, jednak udało jej się dobyć sztyletu. Rhaegar spróbował wyrwać jej broń i przewrócił ją w efekcie, jednak Lyanna nie wypuściła swej jedynej szansy. Przekoziołkowała, znajdując się nad Rhaegarem i przyłożyła mu sztylet do gardła. Kilka szkarłatnych kropel spłynęło po szyi księcia.
 – Nie pójdę z tobą! – krzyknęła mu w twarz. – Pozwól mi odejść.
  Rhaegar nic nie odpowiedział, bo wtedy ser Arthur Dayne chwycił dłoń dziewczyny. Lyanna jęknęła, wypuszczając sztylet. Biały rycerz zamknął ją w swym żelaznym uścisku, nie pozwalając uciec. Rhaegar wstał, spoglądając na kobietę, którą kochał. Lyanna patrzyła na niego z pretensją, wciąż szarpiąc się w ramionach Dayne’a.
   Rhaegar podszedł do juków, wyjął chusteczkę i niewielką buteleczkę. Nasączył płynem materiał, podszedł do Lyanny i przytknął jej do nosa. Dziewczyna szarpała się jeszcze przez chwilę, jednak w końcu zemdlała i osunęła się nieprzytomnie. Whent przyglądał się wszystkiemu w oniemieniu, jednak nie ważył się nawet kwestionować decyzji swego księcia. Arthur spojrzał na Rhaegara bardzo wymownie.
 – Robiłem wiele rzeczy, za które się wstydzę, lecz polowanie na ludzi to co innego niż porwanie na kobietę, którą się kocha. Myślisz, że to przejdzie bez echa? Jej ojciec i bracia upomną się o nią, zobaczysz.
 – W liście napisała mi, że wybiera się do brata, który przebywa obecnie w Riverrun. Tylko dlatego Rickard pozwolił jej na wyjazd. Zanim się zorientują minie jeszcze sporo czasu.
   Podróż z powrotem na południe okazała się trudniejsza niż Rhaegar się spodziewał. Szybko okazało się, że zmuszeni będą unikać traktów i wystawiać nocne straże. Lyanna nie dawała za wygraną i kilka razy zdarzyło się, że uderzyła w głowę któregoś z rycerzy, próbując go ogłuszyć i uciec. Nie mówiła nic, spoglądała tylko swoim lodowatym spojrzeniem. Rhaegar liczył, że go zrozumie, że pojmie jak ważna jest dla niego i jak wiele dla niej ryzykuje, lecz przeliczył się. W dodatku Whent krzywił się coraz bardziej, uważał, że takie zadanie uwłacza jego godności. Po dwóch tygodniach minęli Bliźniaki. Książę poczuł się nieco pewniej, więc starał się rozmawiać z Lyanną, wyjaśnić dlaczego ją porwał. Wszystko, czego chciał to, by zrozumiała jak wiele dla niej zrobił. Mimo wszystko ona uparcie milczała. Wreszcie minął miesiąc, a oni zbliżali się w okolice Summerhall, Rhaegar domyślał się, że Rickard zaczyna coś podejrzewać, jeżeli już nie podjął jakiś działań, by odszukać córkę.
   Niewielkie ognisko, przy którym siedzieli płonęło jasnym, dymiącym płomieniem. Dayne poszedł po opał, a Whent trzymał straż, więc Lyanna i Rhaegar zostali sami. Książę wrzucił kilka dodatkowych drew w płomienie. Lyanna siedziała dość daleko od ognia, obejmując kolana związanymi dłońmi. Jej nadgarstki były już zaczerwienione od nieustannego ocierania się sznura o ciało.
 – Lya, proszę, podejdź – powiedział do kobiety. – Wiem, że ci zimno. Przecież widzę jak drżysz.
   Rzeczywiście dłonie Lyanny drgały z zimna, a w dodatku przybrały fioletowawą barwę. Kobieta pozostała jednak na miejscu, pociągając tylko zmarzniętym nosem. Rhaegar przeklął ze złością i rzucił gałąź w łakome języki ognia, które natychmiast otuliły drewno. Iskry wzleciały wysoko, niczym setki ogników.
 – Chciałem tylko byśmy byli razem, wszystko bym im wytłumaczył! Przysięgam, że nic złego się nie stanie. – Rhaegar podszedł do Lyanny i wziął jedną z jej dłoni we własne. Była przeraźliwie zimna. – Aegon Zdobywca miał dwie żony. Udało mi się dotrzeć do manuskryptu zawarcia jego obu związków, a na ich podstawie mój ojciec mógłby udzielić mi zezwolenia na poślubienie drugiej żony. Jest królem, może to zrobić. Wtedy nikt by się nam nie sprzeciwił, nie musiałabyś wychodzić za Roberta. A gdy Aerys by umarł, stanęłabyś u mojego boku jako prawowita królowa. Moglibyśmy…
 – Oszalałeś, głupsze! – wykrzyknęła Lyanna zachrypniętym głosem. – Ubzdurałeś sobie coś i myślisz, że to możliwe? Zaufałam ci, a ty mnie zdradziłeś!
   Lyanna wyrwała swoje ręce z uścisku Rhaegara ze złością i wymierzyła mu siarczysty policzek. Głowa Targaryena przekrzywiła się na bok, Rhaegar poruszył szczęką i spojrzał Lyannie prosto w oczy. Nie ważył się ponownie jej dotykać.
 – Kocham cię – szepnął.
 – Kochasz?! Kochasz?! – Lyanna pokazała na swoje obtarte nadgarstki. – Popatrz, co mi zrobiłeś. Myliłam się, co do ciebie od samego początku. Miałam cię za kogoś lepszego…
   Na policzkach Lyanny pojawiły się srebrzyste łzy, które powoli spłynęły, by wsiąknąć w jej ubranie. Ukryła twarz w związanych dłoniach, starając się odsunąć jednocześnie od Rhaegara. Jej ciałem wstrząsnął szloch, lecz gdy znów na niego spojrzała w oczach gorzała wściekłość.
 – Kochałam cię, durniu – jęknęła ledwo słyszalnie. – Miałeś być inny, a okazałeś się gorszy niż wszyscy. Pozwól mi odejść, wrócić do domu. Nic im nie powiem, ale zakończ to szaleństwo.
 – Nie mogę. Pamiętasz? Czas, by zabrzmiała nasza pieśń. – Zbliżył się do niej i objął ją ramieniem. – Zawiozę cię w bezpieczne miejsce, gdzie nikt mi cię nie odbierze. Wszystko będzie dobrze.
 – Czy, gdy cię poślubię zagwarantujesz, że moim bliskim nic się nie stanie? – szepnęła zrezygnowana.
 – Tak, dożyją swych dni na dalekiej północy i nigdy nie wezwę ich na żadną wojnę, przysięgam. Zrobię wszystko, bylebyś się zgodziła.
   Rhaegar Targaryen objął mocniej ukochaną, nie zauważając łez, które wsiąkały w jego płaszcz.   

7 komentarzy:

  1. Robi się ostro. Zadziwiają mnie oboje. Rhaegar przejawia oznaki szaleństwa Targaryenów. Można zrozumieć, że się zakochał, ale żeby posuwać się do porwania, to już jednak przesada. Jest egoistą.
    Ale Lyanna też nie lepsza. W końcu coś mu obiecywała, a teraz znowu zmienia zdanie. Rozumiem jej argumenty i po części się z nimi zgadzam, ale problem w tym, że ona nie zachowuje się jak zakochana kobieta. On jest zaborczy, ona jakaś taka zimna. Gdzie w tym miłość, czy zwyczajna tzw. chemia, która popycha ludzi do szalonych czynów? Zwłaszcza, że Lya jest bardzo młoda i powinna przejawiać jakieś pragnienia czułości jak na nastolatkę przystało. Nie chodzi o to by gruchali jak gołąbki, ale jednak trochę pasji powinno między nimi być. A tymczasem Rhaegar wiezie ją przez miesiąc zwiazaną jak przestępczynię, a ona strzela fochy jakby porwali ją bandyci, a nie człowiek w którym się zakochała. Aż mi żal Whenta i Arthura Dayne, że muszą uczestniczyć w tej farsie. Brakuje mi rozdziału z perspektywy Lyanny, żeby wytłumaczyła swoją niekonsekwencję. Pokój w królestwie swoją drogą, ale jak się kocha, to jednak chce się być z kochaną osobą. Nawet jeśli nie potrwa to wiecznie, cieszyć się chwilą. U nich tego nie ma. Jeszcze zrozumiem jej chłód, jeśli okaże się, że po prostu tłumi swoje uczucia dla dobra Rhaegara. Wtedy to ma sens, bo można to podciągnąć pod "poświęcenie" - dziewczyna rezygnuje z własnego szczęścia z Targaryenem by on jako następca Żelaznego Tronu nie miał przez ich związek kłopotów. Ok. To rozumiem. Tylko brakuje mi u Lyanny jakiś normalnych odruchów serca, które lepiej pokażą, że jej na nim zależy. Dobrze, że w ostatnim zdaniu rozdziału napisałaś, że Lyanna płacze, bo to łagodzi jej wiecznie zdystansowaną postawę.

    Oczywiście nie krytuję tego jak prowadzisz bohaterów i jakie cechy im przydajesz. Jak czytam, to przyjmuję daną postać na serio, że jest właśnie taka a nie inna, tak jakby żyła naprawdę. Rozumiesz o co mi chodzi. Jak piszę, że nie podoba mi się to czy tamto, to w odniesieniu do postaci, a nie autora. Tak jakbym oglądała serial z "realnymi" bohaterami, a wtedy się nie myśli o scenarzystach.
    Do Lyanny mam mieszane uczucia. Czasem jest w porządku, ale momentami irytuje. Ale tak też jest w życiu. Nikt nie jest idealny.

    Co do warsztatu pisarskiego, robisz wyraźne postępy. Bardzo mi się podobało. Zasób słownictwa, konstrukcje zdań, wierność sadze dziadka - wszystko jest ok. Arthur Dayne jest taki jak powinien być. Lojalny, choć mający swoje zdanie. I podobało mi się to zdanie: "Miał w sobie pewną brutalność, a jego dłonie niejednokrotnie spływały krwią, lecz zawsze była to posoka wrogów, dlatego też miał zaszczytny tytuł bohatera".
    Ashara w ciąży. :) Mm. Czyli co, jednak stawiasz na to, że Jon jest synem Neda i Ashary? Co ciekawe jej ciała nie znaleziono, więc może jednak nie rzuciła się z rozpaczy z wieży Starfall. To trochę podejrzane. Miała przecież dla kogo żyć i nawet śmierć brata nie popchnęłaby ją do tak drastycznego kroku, żeby zostawiać nowonarodzone dziecko i zabijać się z rozpaczy. No, chyba że coś jej się tam w głowie poprzestawiało.

    Czekam na kolejny rozdział. I na Brandona :)

    Sama zrobiłaś grafikę na blogu? Fajnie, że wykorzystałaś chyba najbardziej znany obrazek Lyanny i Rhaegara. Gdybym się znała na photoshopie lub miała czas się nauczyć obsługi, to pokombinowałabym też u siebie, a tymczasem u mnie jest tak żałośnie prosto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko ja też tak mam, że zżywam się z bohaterami i traktuje ich bardzo serio.
      Z Lyanną i Rhaegarem problem polega na tym, że oboje zachowują się bardzo egoistycznie. Teraz to widać bardziej po nim, bo ona robi to chyba rozdział później, ale mimo wszystko.
      Lyanną jest Starkówną, pochodzi z północy i to determunuje jej zachowanie. W dodatku nie ma matki (ja ją pomijam, bo nie chcę zmyślać) i ostatnie parę lat wychowywał ją szorstki ojciec. To nie jest typ Sansy, która będzie biadoliła, że marzy jej się uczucie. Lyanna jest bardzo pragmatyczna. Fakt obicała Rhaegarowi, ale minął prawie rok, a on nic nie zrobił. Nie pojawiał się przez długi czas, urodził mu się dziedzic - Lyanna chciała umożliwiś obojgu pójście naprzód. W końcu jest jeszcze Robert. A co do tych fochów - to właśnie chodzi o to, że to Rhaegar ją porwał, zawiódl i to ją tak boli. Dlatego jest tak rozzłoszczona i nie może się z tym pogodzić. Ale nie zawsze tak będzie, w tym rozdziale Lya sie złamała, powiedziała, co czuje, co jej lezy na sercu i tak naprawdę dopiero teraz zaczyna fantazjować. Ale w Westeros marzenia na jawie sie nie spełniają.
      Cieszę się, że widać postępy. Ja tam ich nie widzę, czasami mam wrażenie, że się cofam albo zwyczajnie czegoś mi brakuje.
      Heh, aleś sie uparła na tego Neda i Asharę. Dziecko Ashary urodziło się martwe, to była córka, nie pamiętasz? Ser Dziadek o tym wspominał chyba w Tańcu.
      Natępny jest Brandon :) Później Lyanna, Robert i znów Lyanna. Jak chcesz następny szybko, to mogę zaoferować sobotę, bo w piątek będę sprawdzać co innego i chyba bym nie zdążyła ;)
      Tak, sama. Ja tam nie ma photoshopa, tylko gimp. nic nie kosztuje, ściągniesz z internetu chyba bez probmelu (ja ściągałam przez tym zamieszaniem z ACTA, więc nie wiem czy czasem nie wycofali tego). Ale jakby co to mogę ci to przesłać na maila i bedziesz mogła się pobawić ;)

      Usuń
    2. A to super. Możesz mi przesłać tego gimpa. Jeśli to nie jest jakieś mocno skomplikowane, to chętnie się pobawię.

      Hm. Ashara urodziła córkę? Kurcze, nie pamiętam tego. Muszę jeszcze raz odświeżyć sagę, bo kompletnie ulatują już pewne szczegóły. W takim razie skoro straciła córeczkę, a potem jeszcze brata, to rzeczywiście mogła z rozpaczy rzucić się z wieży. Tyle że ciała nie znaleziono, więc to jest ciekawe.

      Pragmatyczna - to dobre słowo na określenie Lyanny. Czasem aż za bardzo. Tylko, że ona dała mu dwa lata na jakiś ruch w ich sprawie, więc nie powinna mieć teraz takich pretensji. W sumie szukał w tych wszystkich księgach jak tu nagiąć prawo. Poza tym jest księciem, zatem wciąż pod obserwacją. Nie mógłby do niej przyjeżdżać niezauważenie. To wszystko jednak wymagało pewnej dyskrecji, ale dane słowo obowiązywało, dlatego w pewnym sensie nie dziwię się, że zareagował emocjonalnie porywając ją. Wymykała się mu z rąk, a do tego nie chciał dopuścić. Lya powinna spojrzeć na to również z jego punktu widzenia, co oczywiście nie zmienia faktu, że Rhaegar zachowuje się egoistycznie i nieodpowiedzialnie. Jednak z miłości robi się różne szaleństwa.

      Postępy widać. Ja nawet po swojej pisaninie widzę, że jest spory rozdźwięk między pierwszymi częściami a tymi aktualniejszymi. Im więcej się pisze, tym nabiera się wprawy. U ciebie też to widać. Ale nie dziwi mnie, że masz czasem poczucie niezadowolenia z tego co napisałaś. Też tak mam. Niektóre fragmenty pisze się szybko i sprawnie, a inne idą jak po grudzie. Właśnie teraz jestem w takim miejscu opowiadania, że nie wiem co mam dalej zrobić, w jakim kierunku popchnąć akcję. Ręce opadają.

      Skoro masz już gotową kolejną część, to wrzucaj w sobotę. Nie ma co czekać :)

      Usuń
    3. Spoko, wyślę, a skomplikowane nie jest secjalnie, więc nie masz się czym martwić ;)
      Tak, córkę. Chyba, że Barristan wpuszcza nas w kanał. A to, że nie odnaleziono ciała faktycznie jest ciekawe, czy to nie byłoby zbyt fantazyjne jak na dość realną powieść. Na początek Aegon, teraz Ashara wstaje z grobu. Zaraz się okaże, że i Rhaegar wcalenie nie zginał nad Tridentem, a Robert siedzi sobie w lesie, bo zabili tyko jego dublera. Dla mnie to by była przesada, już Aegon to ściema - chociaż mój stosunek do tego wątku może wynikać z niechęci do tego chłoptasia. oj, naprawdę mnie irytuje.
      Dała mu dwa lata, prawda. Ale czy coś się zmieniło? Lyanna mogła sobie być narzeczoną Roberta. Zapewniam, że nie poślubiłaby go tak szybko, a jej do ślubu nikt by nie zmuszał. Zaręczyny to też rzecz święta, ale w ten sposób mogła mieć jednego zalotnika, nie więcej. Gdyby Rhaegar nie był tak narwany i zajęty tym, że ktoś inny może publicznie adorować jego ukochaną, doceniłby to. W ten sposób oboje mogli uniknąć podejrzeń, chociaż taka sytuacje nie byłaby fair w stosunku do Roberta. W ostateczności Lyanna nakłoniłaby Roberta do zerwania zaręczyn albo zrobiłby to sam Rickard (gdyby Rhaegar zajął się sprawą przyzwoicie). Porwanie to akt desperacji i najgorsze wyjście. Ale, jak wspominałaś, z miłości robi się różne szaleństwa.
      No właśnie o to chodzi. Nie wiem czemu ale strasznienie miałam ochoty zabijać Rhaegara, kurczę tak ciężko to się pisało. A na czym ty utknęłaś, jeśli można wiedzieć? :)
      Ok ;)

      Usuń
    4. Aż tak fantazyjnie ser Dziadzio pewnie nie zrobi, ale wprowadził parę zbędnych postaci i rozwiązań fabuły. Wiarygodniej by wyszło, gdyby np. Catelyn umarła, a tak łazi jako zombie i "żyje" pragnieniem pomsty.
      Za Aegonem też nie przepadam i szczerze mnie zdziwiło, że nagle wysokczył jak Filip z konopii. Po co! Już i tak za dużo tych postaci. Zaburzyła się też jedna z teorii, kto dosiądzie smoków Daenerys. Niekórzy obstawiali Jona i Tyriona co jest trochę zbyt fantazyjne, ale osobiście nie miałabym nic przeciwko takiemu zakończeniu, że każdy z trójki moich ulubionych bohaterów rządzi jakąś częścią świata. To byłoby zbyt proste i bajkowe, choć miłe. Ale nagle tu wyskakuje Aegon, a zatem dwa smoki teoretycznie obstawione, o ile dziadek pójdzie w tym kierunku. Jeden dla Dany, drugi dla Aegona, pytanie co z trzecim. Oby się rzeczywiście nie okazało, że jeszcze jeden Targaryen gdzieś się szwenda po świecie.

      Racja. Zaręczyny z Robertem to niezła przykrywka, choć dość okrutne wykorzystanie jego osoby. Myślę jednak, że nawet jakby Rhaegar przyjechał oficjalnie do Rickarda prosić o Lyannę, to Stark by się nie zgodził. Nie tylko ze względu na to, że Rhaegar jest żonaty, ale Targaryenowie są jacy są. Szaleństwo krąży w ich krwi. Wtedy możliwe, że porywczy Rhaegar rzuciłby jakąś groźbę - albo Lyanna, albo pozbawienie Starków północy czy coś w ten deseń. Także zarówno porwanie jak i oficjalne przybycie po Lyannę to równie kiepskie rozwiązania i skandal na całe Westeros.
      W takim przypadku, zakładając że Lyanna i Rhaegar kochają się naprawdę mocno, jedyne wyjście to wspólna ucieczka i wyrzeczenie się dawnego życia. W jego przypadku - królestwa, a w jej - rodziny i wszelkich zasad w jakich wzrastała. W twojej wersji oni oboje tacy nie są i chcą złapać dwie sroki za ogon. Być ze sobą, ale zachować wszystko inne. Ciężka sprawa. Gdyby Lyanna była mniej pragmatyczna, to mogłoby się to udać, ale ma inny charakter niż np. moja Daena, która by się na takie szaleństwo zdobyła, bo kieruje się bardziej sercem niż rozumem.

      Co do mojego opowiadania, to zamieściłam niezbyt długi fragment, żeby był już jakiś wpis w Nowym Roku. Ale z dalszym ciągiem mam dylemat, bo na tym etapie już muszę zdecydować czy wiązać Jona z Daeną, czy zostawić to w stanie nieodwzajemionej miłości i zwijać małą z Muru. Mam jeden dogodny pretekst, który mogłby ich trochę bardziej do siebie zbliżyć, ale jeszcze się nie zdecydowałam. O nagłym wybuchu uczuć mowy nie ma, choć delikatnie mogłabym Jonem pokierować w stronę miłości. Do diabła z Ygritte. Nie żyje i koniec. Nie ma co się rozczulać tylko żyć dalej i chyba właśnie w tą stronę go popchnę.
      Cholera, tylko nie chciałabym go jakoś "spaczyć". Dziadek go solidnie ukształtował i ingerencja w jego osobowość to jak stąpanie po kruchym lodzie, a chciałbym, żeby to był wciąż ten sam Jon Snow.

      Usuń
    5. Mnie tam Catelyn nie razi, bo i tak pałeta się raczej na marginesie akcji właściwej. Poza tymnie bardzo rozumiem czemu większość osób tak jej nie znosi...
      Tak, też słyszałam tę teorię o trzech głowach. Nie mam pojęcia dlaczego Tyriona się tam wpycha, bo te mętne tłumaczenia, że niby przypomina Targaryena to bzdet jak dla mnie. W Jona byłabym skłonna uwierzyć, ale jest też taka teoria, że Aegon to jakaś podróba, więc wolę też tak myśleć :)
      Pamiętasz co mówiono o Rickardzie w Tańcu? Wcale nie uważano go za zdrowego na umyśle. Sugerowano, że to maester rządził Winterfell, a nie lord. Wspominano też o południowych aspiracjach Rickarda, dlatego nie uważam tego za coś niemożliwego. Trudnego, owszem. W dodatku Elia nigdy nie była okazem zdrowia i była starsza o Rhaegara, a ten starszy od Lyanny. I nie mówię tu o różnicy dwóch czy pięciu lat. A co do Roberta... wszystko zalezy od tego jak wiele by wiedział i jak by się go do tego nastawiło. Wyszedłby na tym stratny, ale koniec końców tak byłoby lepiej.
      Bo to, co ty chcesz widzieć to bajka. Lyanna to córka lorda, Rhaegar syn króla. W dodatku są koligacje, na jakie można sobie pozwolić, a na jakie nie. Tak naprawdę Rhaegar poślubiłby Lyannę zaraz po turnieju, ale wtedy obiecał jej, że wpierw uporządkouje swoje sprawy. Lyanna bardziej przypomina Neda niż moze się wydawać. Ona kocha Rhaegara, ale nie zrobi wszystkiego, by z nim być. To tu lezy szkopuł - oni nie są samolubni, jeszcze nie. Bo taka ucieczka zamyka wszystkie furtki i tak naprawdę pozostaje tylko wojna. Ale wojna to śmierć i zniszczenie, to utrata bliskich. Gdyby nie byli tym kim byli, ba gdyby tylko Rhaegar nie był Targaryenem, wszystko byłoby prostsze, a tak... Tu nie chodzi o to, że oni chcą zachować tytułt i majątki. Wciąż pamięta sie wojnę dziewięciogroszowych królów, przecież wybrzeża nie sa bezpieczne - Żelaźni nie odpuszczą. W takiej sytuacji mieliby kierować sie własnym szczęściem? Uciekać, bo wymusza sie na nich niechciane związki? To byłby tchórzostwo. A Rhegar to właśnie zrobił. Czy więc naprawdę Lyanna jest tak zimna? Jest prawdziwą córą północy, nie będzie lecieć na każde zawołanie, nie ugnie się i nie zgodzi na coś, co może wywołać tak wiele nieszczęść. Ale pod koniec tego rozdziałuona zdała sobie sprawę, że decyzja została już podjęta, nie ma więc już powodu, by się bronić. Ale Rhaegar zdradził jej zaufanie, a tego łatwo mu nie zapomni. Fakt, Daena jest często w goracej wodzi kąpana, to marzycielka i poszłaby na coś takiego.
      O to zaraz ruszam czytać! I niech Jon mi nie smeci już na Ygritte tylko bierze się za Daenę, bo dziewczyna w końcu puści go w trabę. Ostatecznie ile można czekać?

      Usuń
    6. To co, jutro zamieszczasz ciąg dalszy? Będę wypatrywać.

      U mnie na razie wszystko stoi, ale dziś zamierzam zacząć coś pisać. Przez minione dwa wieczory ślęczałam nad rozdziałami Jona by sobie przypomnieć wszystkie szczegóły. Mam totalny mętlik jak to teraz przekuć na coś alternatywnego, ale może się uda. I fakt, dość już tego smęcenia Snowa. Przez cały "Taniec ze Smokami" wspominał o Ygritte i narzekał w duchu na swój los, a jednocześnie odrzucił ofertę Stannisa. Już naprawdę aż miałam dość tej jego samoudręki.

      Mi tam też Catelyn aż tak nie wadziła i również nie zgadzam się z tymi skrajnymi opiniami na jej temat. Mam tylko pretensję, że wypuściła Jamiego i lepiej nie przypilnowała Robba. Gdyby była przy nim w zamku Westerlingów, to do żadnej przygody z Jeyne by nie doszło. Ale tu również lordowie dali dupy, bo co to za pomysł, żeby dziewka należąca do rodu podległego Lannisterom opatrywała ich króla. Gdzie do cholery był jakiś maester.

      Usuń