T
|
urnieje słynęły z uczt, bo były prawdziwą wizytówką magnata,
pretekstem do okazania swej wyższości nad innymi. Lord Whent wiedział o tym
doskonale, dlatego kolejne uczty prezentowały równie suto zastawione stoły,
kielichy bez dna i potrawy płynące nieprzerwanym
strumieniem. Ponownie wystąpili minstrele, bardowie, trupy komedianckie, których jedynym celem
było zbłaźnienie się przed tą dystyngowaną publicznością. Smukłe, urocze
dziewki pilnowały, by lordowskie kielichy pozostawały pełne i nie miały nic
przeciwko, gdy zdarzyło się, że któryś z nich klepnął jedną po tyłku. Lśniące
bielą nakrycia znów miały zostać
wyrzucone, bo nikt nie spodziewał się, by po tej uczcie nadawały się jeszcze do
użytku. Kolejne posiłki stawały się mniej odświętne, ludzie zaczynali zmieniać
miejsca, powoli wszystko ulegało dezorganizacji, jednak nikomu to nie
przeszkadzało, póki zachowywano pewne normy.
Rhaegar sączył
wino powoli. Nie zamierzał się upijać, znał umiar i wiedział, że przy Aerysie
należy być ostrożnym. Stary król miał bardzo dobrą pamięć. Może to dlatego tak
lubił Barristana Selmy’ego, który uratował go z Duskendale. Przeklęci głupcy! Gdyby nie doszło do
rebelii, może szaleństwo mojego pana ojca nie osiągnęłoby takiego poziomu. Czasami
Rhaegar zastanawiał się, czy nie lepiej, by zginął tamtego dnia.
Siedząca obok
niego Elia promieniała. Miała delikatną, gładką skórę o ciemnym zabarwieniu
morskich dornijczyków. Wzdłuż jej smukłych pleców spływały idealnie proste,
czarne niczym noc włosy o delikatnym połysku. Złoto-czerwona suknia lekko
opinała się na ciele księżnej, która wydawała się nie mieć apetytu. Elia
Martell od zawsze była chorowita, a jej twarz szybko poorały zmarszczki. Nigdy
też nie mogła się równać z prawdziwymi pięknościami. Rhaegar pamiętał jak kilka
lat temu spekulowano o jego ślubie z Cersei Lannister. Tamta dziewczyna była
znacznie piękniejsza niż jego żona, jednak była również potwornie dziecinna z
marzeniami o luksusach, władzy, zapatrzona we własne odbicie w lustrze.
Pamiętał jak wściekły był jej ojciec, gdy po turnieju w Lannisporcie nie doszło
do zaręczyn. Jego mocno zaciśnięta szczęka i pełne niezadowolenia spojrzenia
mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa. Tywin Lannister chował wszystkie urazy
głęboko w sercu, a spoglądając na jego dawnych nieprzyjaciół, Rhaegar
spodziewał się, że i Aerysowi przyjdzie zapłacić za swą butę. Elia była dobrą,
posłuszną żoną, jednak nie potrafiła zainteresować sobą męża. Zawsze utrzymywał
się między małżonkami pewien dystans, a z czasem powoli się oddalali.
Rhaegar
Targaryen spojrzał w kierunku miejsc, zajmowanych przez ludzi z północy. Bez
problemu rozpoznał dziewczynę w szarej sukni ozdobionej perłami. Lyanna była
zajęta rozmową z postawnym mężczyzną, który siedział koło jej brata. Czasami
pytała o coś, a mężczyzna ze złotym jeleniem wyszytym na ramionach odpowiadał
jej swym tubalnym głosem. Lyanna roześmiała się, gdy powiedział coś, czego
Rhaegar nie usłyszał. Eddard Stark nie uznał tego za zabawne, bo posłał
Baratheonowi bardzo dosadne spojrzenie.
– Ned, przestań.
Ja się wcale nie gniewam – powiedziała Lyanna spoglądając na brata z szerokim
uśmiechem.
– Robert, naprawdę
nie powinieneś opowiadać takich żartów przy damie – skarcił przyjaciela Ned.
Potem jednak
muzycy podjęli żwawszą nutę, a Ned stracił zainteresowanie Robertem
Baratheonem. Rhaegar widział jak średni syn Rickarda Starka wodzi tęsknym
spojrzeniem za lady Asharą Dayne. Książę obiecał sobie zapytać o to ser
Arthura.
Gdy ponownie
zerknął na miejsce wilczej dziewczyny, nie znalazł jej tam. Zobaczył ją na
parkiecie w objęciach Roberta Baratheona. Najwyraźniej po wypiciu kilku
kieliszków, mężczyzna nabrał pewności siebie i zaprosił Lyannę do tańca.
Rhaegar wiedział, że to tylko pląsy, że to nic nie znaczy, a jednak skrzywił
się spoglądając na tego mięśniaka. Zirytowało go, że jego łapska błądzą po
talii Lyanny, że pozwala mu na to i jeszcze się śmieje. Czemu z nim może znaleźć wspólny język? Co takiego on ma, czego ja nie
mam?
– Coś się stało? –
dobiegł go głos zmartwionej Elii. – Wyglądasz na zdenerwowanego.
– Nie, nic –
odpowiedział, lekko zmieszany. – Wydaje ci się, pani.
Elia obdarzyła
go jeszcze jednym niepewnym spojrzeniem, lecz nie drążyła tematu. Zawsze
wiedziała, kiedy przestać. Rhaegar podniósł się, stając naprzeciwko pani żony i
wyciągnął dłoń, prosząc ją do tańca. Elia uśmiechnęła się niepewnie, ale podała
mu swoją drobną rękę. Rhaegar pociągnął księżną na parkiet, gdzie utonęli w
wirze innych par.
Podczas tańca
widział kilkakrotnie jak miga mu Lyanna, jednak ona uparcie odwracała się od
niego, starając się, by nie znaleźć się zbyt blisko księcia. Elia przeprosiła
pana męża po drugim tańcu i wyszła z komnaty. Rhaegar pozostał sam, nie mając
ochoty na dłuższe potańcówki, zasiadł za stołem. Elia była w ciąży i musiała na
siebie uważać.
Aerys Targaryen
wstał, a siedzący przy stole zwrócili na niego szczególną uwagę. Król wydawał
się być lekko pijany, o czym świadczyły zaczerwienione policzki i lekko
błądzące spojrzenie.
– Rycerze, którzy
ukrywają swe oblicze mają nieczyste zamiary – król zrobił pauzę, by więcej
mężów mogło zauważyć, że przemawia. – Ogłaszam takich rycerzy moimi wrogami i
będę niezwykle wdzięczny za pochwycenie każdego takiego mężczyzny.
Rhaegar uniósł
brwi w górę, zastanawiając się czy ktoś potraktuje to poważnie i czy Aerys
będzie to jutro pamiętał. Miał nadzieję, że wino wymaże to z pamięci jego pana
ojca.
– Przysięgam,
panie, że przywiodę przed twe oblicze tego nikczemnika! – wykrzyknął rycerz z czaszkami
wyszytymi na wamsie.
– A więc będziesz
musiał stanąć ze mną w konkury! – butnie stwierdził Baratheon. – Zamierzam
pierwszy oddać tego oszusta królewskiej sprawiedliwości.
A więc zaczęło się.
Jutrzejszy poranek będzie bardzo pracowity.
Rhaegar
Targaryen postanowił opuścić ucztę. Miał dość spoglądania na wszystkich tych
pyszałkowatych lordów, łaknących przygód. Już
niedługo zabrzmi pieśń lodu i ognia. Arthur Dayne podążył za swym księciem
niczym cień. Strach przemknął przez twarz Lyanny Stark.
Późnym wieczorem pan ojciec poprosił, a
raczej wezwał swego dziedzica przed królewskie oblicze. Jego prowizoryczna sala
tronowa nie była tak olśniewająca jak ta pozostawiona setki mil na południe w
Królewskiej Przystani. Ot, zwykła, choć dość przestronna komnata z rzeźbionym
krzesłem wyłożonym czerwonym aksamitem. Rhaegar nie mógł wymazać z pamięci miny
Aerysa, gdy ujrzał swą tymczasową królewską komnatę, choć wyraz twarzy lorda
Whenta był równie niezapomniany. Powinien
był wiedzieć, że memu panu ojcu trudno jest dogodzić, choć sam byłem pod
wrażeniem, gdy ujrzałem jak uprzątnął większość komnat i przygotował te ruiny
na przyjęcie tak wykwintnych gości.
Rhaegar zbliżył się do tronu i przyklęknął
przed królem. Od jakiegoś czasu wolał wykazywać nadmierne przestrzeganie zasad
niż dawać panu ojcu preteksty do podejrzeń.
– Synu, nie ma potrzeby byś oddawał mi hołd
jak pospolity lord – stwierdził, nieco rozweselony Aerys, jednak coś w jego
głosie zaniepokoiło Rhaegara.
Król wstał, więc i Rhaegar podniósł się z
klęczek, choć wciąż nie patrzył na pana ojca. Odnosił wrażenie, że niedługo
zostanie poproszony o coś, co mu się nie spodoba. Wiedział, że cokolwiek
zażyczy sobie władca Siedmiu Królestw musi być wykonane, nawet jeżeli nie było
w tym nic godnego. Rhaegar spojrzał w stronę Aerysa i zobaczył kościstego
piromantę, Rossarta. Alchemik był jednym z ulubionych doradców króla,
prawdopodobnie dzięki wspólnym upodobaniom do dzikiego ognia. Ogień, którego nie można ugasić, który
pochłania wszystko, który pali się na wodzie. Dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa księcia. Wolałbym, by nigdy się nie spotkali.
Rossart był średniego wzrostu, wychudzonym mężczyzną, który bardziej
przypominał szkielet niż człowieka. W jego wielkich, czarnych, wyłupiastych
oczach zawsze lśniły iskierki, które nieprzyjemnie kojarzyły się z płomieniami.
Nawet jego włosy o niezwykłej, kasztanowej barwie zdawały się być niczym języki
ognia.
– Zapewne widziałeś ostatnie walki na turnieju
– powiedział Aerys, zbliżając się do okna i stając tyłem do syna.
– Tak, panie – odpowiedział posłusznie
Rhaegar, zastanawiając się co ma na myśli Aerys. Zdążył się już nauczyć, że
król nie pyta o nic bez powodu. Czasami były to tylko błahostki, zupełnie jakby
chciał sprawdzić czy syn nie okłamuje ojca, lecz niekiedy w jego pytaniach
kryła się zawoalowana groźba. To jedno z
pytań drugiej kategorii. – Nie lekceważę swych przeciwników, gdyż nie chcę
zawieść mego królewskiego pana ojca.
Odniósł wrażenie, że jego słowa połechtały
dumę Aerysa, który zawsze łasy był na pochwały. To dlatego ludzie, którzy
używali właściwej tytulatury, cieszyli się względami monarchy.
– Nie wątpię – Aerys odwrócił się tyłem do
okna.
Słońce wpadało do pomieszczenia szeroką
strugą, jednak twarz władcy pozostawała w cieniu zupełnie jakby stał przed nim
ktoś z nadprzyrodzonymi mocami. Czy to
aby nie zamierzona postawa? Ukrywasz coś przede mną, ojcze?
– Zapewne więc pamiętasz tajemniczego rycerza,
który ledwie się zjawił, a już pokonał dwóch wspaniałych rycerzy?
A
więc to tak. Pająk znów sączy w twe uszy truciznę, a tym razem powiedział ci o
zagrożeniu ze strony tego błędnego rycerza. I w dodatku zażądasz ode mnie jego
pojmania, a ja nie będę mógł ci odmówić.
Zaiste, jesteś niezwykle łatwowierny, sądząc, że wiecznie będę wypełniał twe
rozkazy co do joty. Czyżbyś w dodatku nie wierzył, że ci, którzy wczoraj
przysięgali zaciągnąć ów rycerza do twych stóp, podołają zadaniu?
– Chciałbym abyś przyprowadził go przed me
oblicze. Byłbym bardzo zadowolony, mogąc poznać tak utalentowanego wojownika.
– Uczynię, co w mojej mocy, by ten mężczyzna
stanął przed waszą wysokością.
Aerys uśmiechnął się delikatnie, lecz mrocznie. Jego oczy, w których
zawsze tańczyły szaleńcze skry, teraz rozbłysły jaśniej. Przez chwilę Rhaegar
ujrzał to, lecz zaraz potem król wrócił na swe wspaniałe siedzisko i można było
przypuszczać iż to tylko wzrok płata figle przewrażliwionym obserwatorom.
Rhaegar skłonił się lekko monarsze, a potem wyszedł z pomieszczenia.
Poruszał się szybko jakby chciał jak najszybciej opuścić teren zamczyska. Nie
zatrzymał się nawet gdy zawołała za nim żona. Czegokolwiek mogła chcieć Elia,
nie mogło to być na tyle ważne, by mu przeszkadzać, a nie chciał powiedzieć jej
czegoś, czego później by żałował. Czasami
trzeba wybrać mniejsze zło. Gdy dotarł do dziedzińca, zawołał
kilku rycerzy informując ich o rychłym wyjeździe.
– Gdzie wyruszamy, panie – zapytał Mooton,
jego dawny giermek.
– Król nakazał odnaleźć Rycerza Roześmianego Drzewa.
Mamy przywieść go do zamku – odpowiedział. – Pośpieszcie się, wyruszamy po jego
ostatnim pojedynku.
Tajemniczy Rycerz nie zawiódł go. Zjawił
się na turnieju, pokonał Freya i odjechał. Wreszcie stało się za to jasne,
dlaczego w ogóle się pojawił. Zatargi z
giermkami? Tego się nie spodziewałem. Wygląda na to, że ten tajemniczy rycerz
jest ciekawszy niż większość jemu podobnych. Zazwyczaj chodzi o kobietę lub
wykazanie się, a nie o wartości.
Po pierwszym pojedynku z Harrenhal
wyjechała grupa jeźdźców, która podzieliła się, by jak najszybciej wypełnić
królewski rozkaz. Rhaegar odjechał w kierunku północnej części obozu.
Uśmiechnął się pod nosem, wspominając Lyannę. Nie wybrał tej drogi ze względu
na nią, jednak coś ciągnęło go w tę stronę. Minął namiot, nad którym powiewała
chorągiew Starków. Na niewielkiej ławeczce siedział postawny mężczyzna o
pociągłej twarzy i ostrzył miecz. Usłyszawszy tętent koni, uniósł spojrzenie
szarych oczu. Brandon Stark nie przepadał za Rhaegarem Targaryenem i było to
widać w jego niechętnym spojrzeniu.
Książę odjechał w kierunku lasu, spodziewając się, że w to tam mógł
skierować się Rycerz Uśmiechniętego Drzewa i rzeczywiście znalazł świeże ślady
kopyt. Miał szczęście, że rycerz pojawił się na swej zapewne ostatniej walce
mimo wydarzeń minionej nocy. Łatwo jest
się skryć wśród tłumu namiotów, a rany można wytłumaczyć przepychankami z
innymi mężczyznami, o które nie było trudno. Może sadził, że będzie bezpieczny?
Rhaegar wjechał w gęstwinę, zauważywszy niewielką dróżkę leśną. Poruszanie się
na koniu stawało się trudne, więc zsiadł z niego i przywiązał go za uzdę do
najbliższego drzewa. Ruszył pieszo przed siebie i niemal minął odnogę drożyny,
skrytą dobrze wśród krzaków. Utorował sobie przejście, rozgarniając gałęzie na
boki. Usłyszał znajomy trzask rozdzieranego materiału. W Królewskiej Przystani
słyszał go bardzo często, bo Aerys miał wyjątkowy dar do niszczenia garderoby
zadziorami Żelaznego Tronu.
Przedzieranie się przez tę część lasu było
wyjątkowo trudne i Rhaegar zaczął się zastanawiać czy aby na pewno obrał
właściwą drogę. Zabawnym wydało mu się gdy pomyślał o tym jak rycerze musieliby
szukać następcy tronu w lesie. Ciekawe co
wtedy powiedziałby Aerys? Wreszcie drzewa zaczęły rzednieć, a do uszu
księcia dobiegały dźwięki wydawane zazwyczaj przez nadwodne ptactwo. Czyżbym przeszedł cały las i znalazł się nad
jeziorem? Przy łatwym dostępie wody szybko można było zmyć krew, napoić konia
czy wyczyścić zbroję. Ten rycerz jest mądrzejszy niż mi się zdawało.
Gdy wyszedł zza linii drzew, to, co
zobaczył wprawiło go w zaskoczenie. Przed nim stała kobieta, przybrana w
niedopasowaną zbroją Rycerza Roześmianego Drzewa. Gdy ściągnęła hełm, fale
ciemnych włosów rozsypały się wokół jej twarzy. Niewysoki chłopiec pomagał jej
ściągnąć zbroję. Musiał być jednym z tajemniczych Wyspiarzy, o których Rhaegar
kiedyś słyszał od Aemona Targaryena.
– Tu zbroja jest wgnieciona – powiedział
chłopak. – Nie wiem czy dam radę ją ściągnąć.
– Przeklęty Frey! – warknęła dziewczyna,
której głos był Rhaegarowi znajomy. – Bydlak w ostatniej chwili zmienił
ustawienie kopii i nie mogłam już nic więcej zrobić.
– Ale go pokonałaś! – powiedział z zachwytem
chłopak. – Jestem ci naprawdę wdzięczny.
Rhaegar chciał zobaczyć twarz tej
niezwykłej kobiety i zrobił kilka ostrożnych kroków, jednak jego stopa trafiła
na gałąź. Trzask pękającego drewna zwrócił uwagę wyspiarza i wojowniczki na
księcia. Rhaegar zmarszczył brwi, wpatrując się w dobrze znaną twarz Lyanny Stark.
Kobieta uniosła podróbek i spojrzała na niego z wyższością. Częściowo tylko
pozbyła się zbroi, lecz przy jej boku wciąż zwisał miecz, a dłoń znajdowała się
niebezpiecznie blisko rękojeści.
– Howland, odejdź stąd – powiedziała
stanowczo, nie spuszczając wzroku z Rhaegara.
– Ale…
– Żadnych ale, zmykaj stąd! Umiem o siebie
zadbać, a on nic mi nie zrobi.
Wyspiarz niechętnie posłuchał Lyanny i
zniknął w jednej z leśnych dróżek. Przez chwilę stali, milcząc. Pomiędzy nimi
zawisła chmura nieufności, żalu i zawodu.
– Więc zdecydowałeś się wykonać rozkaz pana
ojca. – Lyanna nie pytała, a jej głos był zimny jak lód. – Skoro udało ci się
mnie znaleźć, możesz zabrać mnie do Obłąkanego Króla?
Rhaegar po raz pierwszy słyszał, by ktoś
używał tego mina jego pana ojca w rozmowie z nim. Większość ludzi obawiała się
wypowiadać jakiekolwiek niepochlebne opinie o królu na głos. Lyanna musiała być
przekonana, że nie poniesie żadnej kary. Najwyraźniej
nawet Północ głośno drwi z władcy Siedmiu Królestw, a podobno tam informacje
docierają najpóźniej. Jest gorzej niż sadziłem.
– Nie… – Rhaegar zawahał się. – Byłem
przekonany, że Rycerz Roześmianego Drzewa to mężczyzna. Nic ci nie zrobię, Lya.
– Nie mów tak do mnie. Nie potrzebuję twojej
litości i zapewniam, że nie zapomniałam twojej propozycji, panie – Ostatnie
słowo ociekało drwiną.
– Nie powinienem był, przepraszam, choć wiem,
że nic to nie zmieni. Chciałbym tylko, żebyś wiedziała, że gdybym poznał cię
wcześniej wszystko potoczyłoby się inaczej. Mogłabyś być…
– Na miejscu Elii? – Lyanna przerwała mu
bezceremonialnie. – Myślisz, że uwierzę, że nie zaproponowałbyś tego innej?
Nawet jeśli coś do ciebie czuję, to nie ma to znaczenia. Nie jesteś tym, za
kogo cię uważałam, Rhaegarze Targaryenie.
Rhaegar zbliżył się do Lyanny, jednak ona wyciągnęła miecz z pochwy i
wycelowała nim prosto w jego pierś. W jej oczach gorzał płomień, nie żartowała,
choć nie chciała go zranić.
– Nie byłabyś na miejscu Elii. To wszystko
wygląda inaczej. Nie widzisz tego? – W oczach Lyanny wciąż był lód. – Ja jej
nie kocham, ale jest moją żoną. Mój ojciec to szaleniec, uparł się, bym ją
poślubił, więc to zrobiłem. Myślisz, że łatwo mi patrzeć jak bawisz się z
Baratheonem? Jak go adorujesz, pozwalasz…
– Na co? Nie masz do mnie żadnego prawa! Nie
wmawiaj mi, że dzielenie łoża z Elią jest dla ciebie torturą, bo nigdy w to nie
uwierzę. Urodziła ci córkę, a plotka mówi, że księżna spodziewa się kolejnego
dziecka. Nie możesz być o mnie zazdrosny, sam masz żonę i to o nią powinieneś
się troszczyć.
– Masz rację. We wszystkim. – Rhaegar spuścił wzrok, bura trawa u jej
stóp idealnie oddawała jego nastrój. – Chciałbym móc się o ciebie starać, być t
w o i m panem mężem…
Rhaegar zmarszczył czoło, potrząsną srebrną
głową i spojrzał na Lyannę jakby znalazł rozwiązanie. W jego fioletowych oczach
zabłysła nadzieja.
– Gdyby istniała szansa dla nas, gdybyś mogła
zostać moją żoną, zgodziłabyś się?
Lyanna zawahała się, opuściła miecz, a jej
spojrzenie umknęło gdzieś w bok. Usiadła na pobliskim głazie i zaczęła ciężej
oddychać. Spróbowała odchylić zbroję, jednak jej się nie udało. Dłoń osuwała
się tylko po zimnym metalu, a jej oddech stawał się coraz bardziej nerwowy.
Rhaegar zbliżył się do niej. Zobaczył mocno wgniecioną zbroję. Musi uciskać jej żebra, pewnie co najmniej
dwa zostały złamane. Złapał za odstające kawałki metalu i odgiął je lekko.
Lyanna zaczerpnęła duży haust powietrza, a potem je wypuściła z wyraźną ulgą.
Rhaegar pomógł jej ściągnąć zbroję, a potem delikatnie podwinął jej szarą
koszulę. Nie zaprotestowała. Na wysokości żeber rzeczywiście pojawiło się
zasinienie i kilka krwawych pręgów.
– Masz złamane żebra. Powinnaś się udać do
maestera…
Na swoim policzku poczuł jej zadziwiająco
ciepłą dłoń. Spojrzał na nią. Była wyraźnie zmęczona, potargana, osłabiona, a
jej oddech wciąż był nieregularny. Na twarzy było kilka brudnych smug, a po
czole spływał pot. Mimo to wydała mu się najpiękniejszą kobietą na świecie.
– Tak – szepnęła. – Gdybym mogła, gdyby przeszłość potoczyła
się inaczej lub gdyby to było możliwe byłabym twoja. Nie pragnę pana męża, ale
ciebie przyjęłabym z radością.
– Poczekasz? Błagam, obiecaj, że poczekasz dwa
lata, zanim kogoś poślubisz. Przysięgam, że znajdę sposób, przeczeszę wszystkie
kodeksy i odnajdę sposób, byśmy mogli…
Lyanna położyła palec na jego ustach.
Ciepły oddech owiewał jej twarz, a słodki ból przenikał ciało. Ten dzień był
dla niej wyjątkowo udany, nie chciała go psuć.
– Nie wypowiadaj tego na głos, bo stanie się
to realne – powiedziała, a blady uśmiech zagościł na jej ustach. – Na razie to
tylko mrzonki, nic więcej.
Lyanna wstała z niewielką pomocą Rhaegara.
Podeszła do konia i wskoczyła na niego z drobnym problemem. Wyprostowała się w
siodle i jeszcze raz spojrzała na niego.
– Dwa lata i ani dnia dłużej. Przysięgam.
Rhaegar spoglądał jak Lyanna odjeżdża na
karym koniu, znikając powoli z jego wzroku. Uśmiechnął się sam do siebie. Świat
wydał się o wiele piękniejszy niż przed godziną. Książę chwycił tarczę z
drzewem-sercem i ruszył w kierunku, z którego przyjechał. Po pniu białego drzewa
spływały czerwone niczym krew łzy, a szkarłatny uśmiech zdobił jego mądrą
twarz.
Miałam skomentować w weekend, ale leżałam przeziębiona w łóżku i pisałam swój fanfik na laptopie bez dostępu do sieci. Ale już nadrabiam.
OdpowiedzUsuńNo, no. Robi się coraz ciekawiej. W tej części Rhaegar już mnie tak nie drażnił. Lyanna nadal twarda, ale wreszcie zrzuciła maskę chłodu. Jestem ciekawa co będzie dalej. Mogę tylko spekulować, że Rhaegar nie wytrzyma i gdy po turnieju wybierze ją Królową Miłości i Piękna to będzie pozamiatane. Swoją drogą, niezły skandal. Trochę żal Elii.
Czekam na Brandona :) I na jakąś akcję z Nedem i Asharą.