wtorek, 6 listopada 2012

7 Uczta


N
ed Stark zasiadał koło młodszego brata i przyjaciela. Strojne wamsy, które rozkazał założyć im ojciec wykonano z delikatnego jedwabiu, tkaniny, której nie noszono na północy. Tak jak ich stroje, wszystko to było kłamstwem – niczym więcej i niczym mniej. Cała ich wyprawa, przybycie tutaj i ta uczta – to wszystko było tym samym łgarstwem, w którym uczestniczyli z niemałą radością. Trudno było nie uwielbiać wystawnych przyjęć, gdzie pełno było najwymyślniejszych straw, a do takich na pewno należały turnieje rycerskie, których prestiż podkreślała obecność monarchy. Ned jednak nie miał ochoty na sztuczne uśmiechy i granie zadowolonego i zrelaksowanego młodszego syna jednego z wielkich lordów. Z natury był prawdomówny i wolał ominąć odpowiedź, niż skłamać – nawet w tych błahych sprawach. Ned spojrzał w prawo i zobaczył zaczerwienioną twarz przyjaciela, a za nią zasiadającego na wysokim, rzeźbionym na kształt trzech smoków krześle. Wspaniałe siedzisko było atrakcją, jaką lord Whent przygotował specjalnie na przybycie tak dostojnego gościa. Gady wiły się plącząc ze sobą, a skrzydła dwóch z nich tworzyły wspaniale wyrzeźbione podłokietniki, które jednak nie mogły być wygodne. Stolarz zadbał, by widoczne były kości i żyłki, a oczy wszystkich trzech bestii wykonał ze wspaniałych rubinów, które skrzyły się w świetle pochodni. Krzesło było znacznie większe niż to, na którym zasiadał sam gospodarz, jakby chciał pokazać jak wysoko ceni sobie króla. Obite czerwonym materiałem i wykonane z czarnego drewna miało dodatkowo podkreślać barwy rodu. Jakby same smoki tego nie robiły – pomyślał Ned. Widać było, że Whent zrobi wszystko, by przypodobać się Aerysowi, co irytowało Starka.
   Książę Rhaegar odszedł od stołu, a jedna ze służących przyniosła dość duży instrument. Złocista harfa o srebrzystych strunach była obiektem żądz każdego muzyka, jednak żaden nie mógł liczyć, że rzeczywiście otrzyma tak niepowtarzalny przedmiot. Górną część harfy zdobiły wymyślnie wyplatane liście, które zaplatały się ze sobą i łączyły, tworząc niewielkie kwiaty o oczkach z pereł. Ned pamiętał, jak lord Dustin kiedyś zażartował, że struny harfy smoczego księcia wykonano z włosów jego ojca. Wtedy było to bardzo zabawne, choć wątpił, by Aerys podzielał to zdanie.
   Król nie uśmiechał się. Spoglądał zamyślonym wzrokiem, jakby zastanawiał się, którzy z obecnych mu zagrażają. Po komnacie snuło się sześciu rycerzy w białych płaszczach. Przypominali cienie, które zdawały się wszystkich otaczać, lecz pojedynczo mogli być zwykłymi gośćmi. Jutro kolejny rycerz Gwardii Królewskiej miał zostać zaprzysiężony i przysiąc poświęcić życie w służbie ochrony króla. Było to bardzo zaszczytne stanowisko, choć przyjęcie tego zaszczytu oznaczało wyrzeczenie się wszystkiego. Rodzina, własny honor, żona, dzieci, przyjaciele, wolny czas – wszystko to stawało się nieosiągalne. Bo głównym celem zostawała obrona króla do końca własnego życia.  Wielu dziwił wybór na nowego Gwardzistę młodego Jamiego Lannistera. Chłopak był utalentowany, miał wiele zasług, lecz był niezwykle młody i był synem wielkiego lorda. Tywin Lannister nie zjawił się w Harrenhal, choć wielu jego chorążych stawiło się na turniej. Pogłoska głosiła, że namiestnik króla wściekł się tym, co chciał zrobić jego syn. Jakby mógł cokolwiek zmienić! Przybycie lwa nie miało znaczenia, bo tego, co zostało wprawione w ruch, nie sposób było odwrócić. Jamie zostanie rycerzem z Gwardii Królewskiej z lub bez zgody ojca. Ned pamiętał jak kilka lat temu szeptano o narodzinach potwora w Casterly Rock, o dziecku, które zabiło słynną lady Joannę i na zawsze odcisnęło swe piętno na wszystkich. Był wtedy jeszcze dzieciakiem. Może przeraziło go to tak bardzo, dlatego że jego pani matka oczekiwała narodzin Benjena. Jednak to nie wtedy umarła, nie wtedy – wspomniał z goryczą.
   Książę skrył się w cieniu, na pogrążonym w mroku siedzisku i delikatnie uderzył w struny, które wydały z siebie dźwięk. Może choć raz plotki nie kłamały? –zastanowił się Ned. Słyszał jak rozprawiano o nieprzeciętnym talencie księcia Rhaegara, jednak sądził, że to jedynie wyolbrzymianie faktu, że Targaryen potrafił grać. Jednak muzyka płynęła miedzy gości, docierając do uszu i szemrząc słodko-gorzką pieśń. Była po prostu piękna, bo kryła w sobie tyle obaw, co obietnic. Przez krótką chwilę zapadła cisza, w której roznosiła się tylko melodia, lecz gdy ta ucichła, wybuchła burza oklasków.
   Ned podążył za wzrokiem Rhaegara i  zobaczył, że ten spogląda na jego siostrę. Lyanna wydawała się wzruszona, a jej oczy stały się wilgotne. Po chwili po bladym policzku spłynęła jedna diamentowa łza, która natychmiast wniknęła w suknię. O czym myślisz, Lya? –zadał sam sobie pytanie.
   Benjen nie podzielał jednak myśli starszego brata. On także patrzył na Lyannę, jednak na jego twarzy malował się diabelski uśmieszek.
 – Lya, czemu płaczesz nad piosenką? – zapytał. – Przecież to tylko muzyka, rozczulasz się niczym panna z południa…
   Kilku lordów siedzących blisko roześmiało się, a Robert zawtórował im z werwą. Lyanna spojrzała na brata spod swych wilgotnych powiek, a potem otarła oczy wierzchem dłoni. Benjen roześmiał się jeszcze głośniej. Wszyscy zapomnieli o muzyce księcia, który wrócił już na miejsce.
 – Mógłbyś mi podać dzban wina? – Lyanna skierowała pytanie w kierunku Benjena.
   Chłopiec rozejrzał się, jakby nie był pewny, czy siostra mówi rzeczywiście do niego. Spojrzał na nią z dziwnym wyrazem, jednak nie śmiał odmówić damie przy tylu gościach. W domu mogli się droczyć, lecz to była królewska uczta na turnieju wiosny. Chwycił pękate naczynie o przewężeniu na środkowej części i zdobionym uchwycie oraz podał je siostrze. Lyanna chwyciła dzban i, bez żadnego wyrazu na twarzy, wylała jego zawartość na głowę brata.
 – Zwariowałaś? – krzyknął Benjen, wpatrując się z niedowierzaniem we wciąż pozbawioną wyrazu twarz Lyanny.
 – Braciszku, uważaj komu zachodzi za skórę, bo nie każdy stuli uszy, nadstawiając drugi policzek.
 – Tato! – jęknął Benjen, patrząc z wściekłością na siostrę.
 – Przebierz się – rzucił tylko lord Rickard i wrócił do rozmowy z lordem w szmaragdowej szacie.
   Tym razem roześmiał się także Aerys, który spoglądał na Lyannę z dziwną iskrą w oku. Ten wzrok zaniepokoił Neda, lecz bardziej zastanowiło go spojrzenie Rhaegara, gdy Elia pocałowała go w policzek. Wydawało się, że ma do niej o coś pretensje, żal. Benjen opuścił pomieszczenie, a rozbawiony król klasnął w dłonie i krzyknął rozweselony:
 – Muzyka!
   Muzycy nie śmieli nie posłuchać rozkazu króla i po chwili po pomieszczeniu rozeszła się skoczna melodia. Ned widział jak ludzie wokół niego wstają, jak łączą się w pary i tańczą. Zobaczył ciemnowłosą dziewczynę, której roześmiane spojrzenie skrzyżowało się z jego wzrokiem. Ze zdumieniem stwierdził, że oczy kobiety są fioletowe jak oczy Targaryenów. Jednak ktoś trącił ją ramieniem i odwróciła się od niego, spoglądając na winowajcę. Gdy Ned spojrzał na krzesło siostry, nie było jej tam. Swoje miejsce zajmował tylko Rickard, który wreszcie przestał rozmawiać z nieznanym Nedowi lordem i pił właśnie kielich wina. Brandon tańczył właśnie z dziewczyną o fioletowych oczach, nad którą nachylił się, szepcząc coś do ucha. Zachichotała, a potem zniknęła gdzieś w tłumie.
 – Dlaczego nie tańczysz, panie? – usłyszał szept, a o jego ramię oparła się głowa, która po chwili zniknęła.
   Ned odwrócił się w poszukiwaniu osoby, która zadała pytanie i zobaczył dziewczynę, z którą rozmawiał przed chwilą jego brat. Z bliska wydawała mu się jeszcze piękniejsza niż gdy tańczyła oddalona od niego, a jej fioletowe oczy spoglądały na niego z jakimś figlarnym błyskiem.
 – Jak ci na imię, pani? – zapytał, stwierdzając ze zdziwieniem, że jego głos lekko zadrżał.
 – Ashara Dayne, Nedzie Starku – Odpowiedziała, podnosząc do ust pozostawiony kielich, który odwrócił do góry dnem. Był pusty i tylko kilka kropel opadło na biały obrus, barwiąc go czerwienią.  – Och, zatańcz ze mną, zamiast siedzieć tu tak! – westchnęła, spoglądając na niego, jakby musiała powtarzać prośbę.
   Gdy Ned się nie ruszył, Ashara chwyciła go za dłoń i pociągnęła, zmuszając do wstania od ławy. Była smukła, zwinna i uwielbiała zabawę, a wielu mężczyzn wodziło za nią wzrokiem. Nawet ci w białych płaszczach obrzucali ją pożądliwymi  spojrzeniami, lecz żaden z nich nie śmiał jej tknąć. Ashara była siostrą ser Arthura Dayne’a, Miecza Poranka, który był jednym z najlepszych rycerzy królestwa i naprawdę niewielu mogło się z nim równać. Jego miecz, Świt, był ogromny, a ostatnim, co widział wróg, było słońce, tańczące na ostrzu oręża.
   Podczas gdy tańczyli w najlepsze wstał Czarny brat i zaczął mówić o Nocnej Straży, lecz wszyscy byli zbyt zajęci zabawą. Nikt nie odpowiedział na wezwanie. Wszyscy wiedzieli, że starożytna formacja stanowiła tylko cień swej dawnej świetności i służyli w niej głównie przestępcy i wygnańcy. W końcu lepiej żyć na Murze, niż stracić życie pod katowskim toporem.
   Zabawa trwała niemal do bladego świtu, gdy też większość lordów była tak pijana, że musiano ich ściągać z podłóg. Wracając na miejsce, Ned zobaczył, że Robert zaniechał pojedynku z lordem, z którym założył się o to, kto więcej wypije. Podszedł więc, by szturchnąć brata, bo ten zasnął z głową w talerzu i wtedy zobaczył, że spod stołu wystaje ręka ze znajomym pierścieniem o bursztynowym klejnocie, który oplatały jelenie rogi. Ned uśmiechnął się pod nosem i uniósł obrus. Młody lord Burzy spał zwinięty w kłębek i pochrapywał w najlepsze, tuląc do piersi kielich wina.
 – Robercie, wstawaj! – mruknął Ned, chichocząc. Odnosił dziwne wrażenie, że wszystko wokół wirowało. A może to wino uderzyło mi do głowy? – zastanowił się przez chwilę, jednak szybko odrzucił taką możliwość.  – Robert! Jutro masz walkę! Wstawaj!
   Ned obejrzał się na okno, by upewnić się w porze dnia, lecz ku jego przerażeniu, na firmamencie malowała się różowa jutrzenka, która oplatała cały horyzont, zwiastując świt.
 – Robert? Poprawka, dzisiaj masz walkę… – Ned ziewnął przeciągle, a z pod stołu dało się słyszeć huk i głośne jęknięcie, co bardzo rozbawiło Neda.
 – Turniej? – mruknął sennie Robert, próbując się wygramolić. – Stawajcie do boju z moim młotem, a zobaczycie…
   Ned poczuł jak coś uderza w tył jego głowy, a potem dotarła do niego fala bólu. Odskoczył i wściekły odwrócił się w stronę Roberta, któremu udało się wygramolić. W ręku trzymał puchar,  którego brzeg był wyraźnie wgnieciony. Ned dotknął ręką bolącego miejsca i zobaczył krew na ręku. Robert spoglądał to na kielich, to na Neda, a potem wstał i, zataczając się, podszedł do przyjaciela, wieszając mu się na ramieniu.
 – Wybacz Ned! Cholera, a mówiłem żebyś nie dał mi się spić?! Czemu…
 – Nie, nie mówiłeś – przerwał mu Ned – a ja w każdym razie nie pamiętam. Gdzie Lyanna?
   Ned rozejrzał się po sali, lecz po jego siostrze nie było nawet śladu.
 – Daj spokój, wyszła gdzieś za tym „Smoczym Księciem” i już jej nie widziałem…
 – Co?
 – No… wyszła za… eee…
 – Wiem, co powiedziałeś, tylko po co miałaby wychodzić z nim gdziekolwiek w środku uczty? – Ned chwycił pod ramię, Roberta, który niebezpiecznie się zatoczył.
 – A bo ja wiem? – mruknął Robert, zaciskając pięść na pucharze, który wygiął się jeszcze bardziej. – Co to za gówno? – warknął, patrząc na wykrzywione naczynie. – Co ona w nim widzi? – zapytał, spoglądając na Neda, jakby liczył, że odpowie – „Nic.”
   Zanim jednak Ned zdążył odpowiedzieć do sali wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Brandon. Miał na sobie przybrudzoną winem koszulę, a spodnie wyglądały jakby założył je tył na przód, lecz wydawał się niezwykle zadowolony z siebie. Coś w jego spojrzeniu zaniepokoiło Neda, jednak uznał, że skoro turniej tak blisko najwyższy czas doprowadzić się do względnego porządku.
 – Dobrze, że jesteś – Ned zwrócił się do brata. – Pomóż mi zataszczyć go do komnat. Bierze udział w turnieju i nie może tak wyglądać – jęknął, wskazując na Roberta, który właśnie próbował wypić kolejny kielich wina, lecz naczynie było już puste. Mężczyzna skrzywił się i usiadł ciężko na krześle, które głośno skrzypnęło.
   Brandon uśmiechnął się głupio, spoglądając na młodego dziedzica Końca Burzy. Wydawał mu się żałosny. Jak można upić się do nieprzytomności, podczas gdy po sali spaceruje tyle pięknych niewiast? Ostatecznie jednak schylił się, biorąc pod ramię pijanego mężczyznę. Ned chwycił go z drugiej strony i, lekko się zataczając, udali się w kierunku namiotu.
   Przejście z Robertem przez schody i sporą część miasteczka namiotowego, jakie rozłożyło się pod murami Harrenhal, było dla nich nie lada problemem. Jednak Ned nie po raz pierwszy pomagał przyjacielowi w dotarciu do łoża po dość mocno nakrapianej zabawie. Gdy przed jego oczyma bardzo wyraźny stał się namiot pana ojca, odetchnął z ulgą, bo ciężar Roberta zaczynał stawać się nieznośny. Nie bez trudu złożyli Baratheona na nedowym łożu.
 – Już nigdy więcej ni pomogę ci taszczyć tego twojego przyjaciela! – warknął Brandon, który był wyraźnie zasapany, a  jego wcześniejsza radość rozprysła się jak bańka  mydlana.
   Brandon niezadowolony udał się do własnej części namiotu, oburkując pod nosem przekleństwa. Ned zajrzał przez kotary do pokojów brata i ojca, stwierdzając, że obaj spokojnie śpią. Gdy odchylił zasłonę siostry, zaniepokoił się, bo łoże było niepościelone. Gdzie się podziewasz, Lya? Wcześniej zbagatelizowane słowa Roberta nagle nabrały prawdziwości.

1 komentarz:

  1. Chyba najlepszy kawałek z dotychczasowych. Rozkręcasz się.

    Scena z oblaniem Benjena winem - bezbłędna. A najbardziej mnie rozbawiła spokojna reakcja lorda Rickarda.

    Ashara jest pewna siebie. Flirciara. No ale innego wyjścia nie było. Musiała się nieźle zakręcić, by skusić powściągliwego Neda.

    Drugi zbawany fragment:

    "– Robert? Poprawka, dzisiaj masz walkę… – Ned ziewnął przeciągle, a z pod stołu dało się słyszeć huk i głośne jęknięcie, co bardzo rozbawiło Neda".

    Trochę dziwne, że Robert nie próbował podczas uczty zarywać do Lyanny.

    Brandon uśmiechnięty i wymiętolonymi spodniami... mmm. Mile spędził wieczór. Ciekawe która dziewoja była jego szczęśliwą towarzyszką :p Lubię go.

    Kiedy kolejna część? Jestem ciekawa co dalej wymyślsz.

    Tak się zastanawiam nad czymś... Możliwe, że Lyanna wcale nie była w ciąży. Nie przypominam sobie by była o tym wzmianka, poza takim szczegółem jak zakrwawione łoże. Jednak nie wyglądało jakby zmarła w połogu. Raczej to była jakaś choroba. Poza tym przebywała z Rhaegarem chyba krócej niż 9 m-cy, a zatem bardziej prawdopodobna jest wersja, że Jon jest synem Ashary i Neda, a tajemnica Lyanny dotyczy czegoś innego.
    Zobaczymy co dziadek wymyśli, a póki co czekam na twoją interpretację tamtych wydarzeń.

    OdpowiedzUsuń